POCZĄTEK NOWEJ ERY?*
W końcu listopada odebrałem zdawkowy faks z zaproszeniem na posiedzenie Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, z porządkiem dziennym: „Ślązacy ? dynamika tożsamości, aspiracje językowe, identyfikacje narodowe”. Przyznaję, nie miałem ochoty tam jechać, spodziewając się bezproduktywnego „bicia piany”. Na baczność postawił mnie dopiero telefon od Kazimierza Kutza, wiceprzewodniczącego komisji, który z pasją przekonywał, że może to być kluczowy moment starań o śląską sprawę. Po tym telefonie już nie miałem wyboru, więc kupiłem bilet na pociąg, wdziałem świąteczny ancug i wybrałem się do stolicy.
W porannym ekspresie spotkała się kilkunastoosobowa reprezentacja wszystkich znaczących organizacji regionalnych. Był Jerzy Gorzelik z obstawą Ruchu Autonomii Śląska, za nim Dietmar Brehmer ? dyżurny Niemiec z Katowic, Józef Buszman w imieniu Związku Górnośląskiego, Jan Hahn z Przymierza Śląskiego, nieoceniony Alojzy Lysko z Bojszów, który jest sam dla siebie instytucją; byli przedstawiciele wszystkich stowarzyszeń działających na rzecz śląskiego języka. Na miejsce dotarła też grupa z Opola. Na liście znalazło się w sumie 26 zaproszonych gości.
(…)To posiedzenie komisji nie ma żadnych automatycznych skutków prawnych. Jednak zakończono je dwiema ważnymi konkluzjami. Po pierwsze: w obecnym stanie „politycznej świadomości i woli” realne stało się wpisanie języka śląskiego do ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych jako języka regionalnego. A ściślej mówiąc: Ślązaków można uznać – obok Kaszubów – za „mniejszość językową”, co automatycznie spowoduje nadanie naszemu językowi statusu języka regionalnego. Dalej idące postulaty, a zwłaszcza uznanie narodowości śląskiej, na dzisiaj są nierealne.
Po drugie: choć nie jest to warunek sine qua non, najpoważniejszym argumentem na rzecz szybkiego przeprowadzenia tej zmiany w ustawie byłoby przedstawienie choćby wstępnej dokumentacji kodyfikującej śląski język, nasamprzód jego pisownię, w dalszej kolejności elementarną gramatykę i słownictwo. Posłowie gorąco zachęcali nas do szybkiego przeprowadzenia tych prac.
Niewykluczone, że byliśmy świadkami zdarzenia bez mała epokowego. Możemy tę chwilę twórczo wykorzystać i rozpocząć proces, który zaprowadzi nas w miejsca, o których nam się dotąd nie śniło. Z logiki zdarzeń wynika, iż w krótkim czasie (dwa, trzy miesiące) należałoby zwołać Kongres Śląskiej Mowy z udziałem wszystkich zainteresowanych. Na nim z grona powszechnie uznanych autorytetów wyłonić komitet kodyfikacyjny i wyznaczyć mu czas na zakończenie kolejnych etapów prac. Wszystko powinno być ukończone w 2009 roku!
Możemy tę szansę utopić w prowincjonalnych gierkach i przepychankach. Niestety, już słychać o konkurujących ze sobą komitetach na rzecz kodyfikacji języka, z których każdy uznaje się za jedynie prawdziwy i uprawniony. Regionalni grafomani pospiesznie wydają przeróżne śląskie elementarze i podręczniki, każdy też jest „jedynie słuszny”. Grozi nam, że wszystko skończy się… jak zawsze. Mówiąc najkrócej: teraz wszystko zależy od nas samych. Potem niech nikt nie sięga po starą śpiewkę, że warszawka… itd.
Michał Smolorz
*Całość tekstu ukazała się w „Gazecie Wyborczej” („Gazeta Lokalna” – Katowice nr 287, wydanie z dnia 09/12/2008, str. 2).