Zostawiając bez rozstrzygnięcia drażliwy ostatnio dylemat: czy Ślązacy to naród, czy grupa etniczna, bezsprzecznym pozostaje fakt, że istnieje pewna szeroka wspólnota kulturowa, której na imię Śląsk. Należą do niej zarówno Ślązacy od pokoleń zamieszkali na tej ziemi, jak i rozrzuceni po całej kuli ziemskiej. Sposoby wyrażania swojego stosunku do tej kwestii, bywały i są, różne. Jedni z faktu przynależności do tej wspólnoty stworzyli program swego działania, poświęcili mu całe swoje życie. Inni (dotyczy to na szczęście głównie czasu przeszłego) skrzętnie ukrywali swe pochodzenie, z obawy, by „śląskość” nie była przeszkodą w ich karierze zawodowej, czy towarzyskiej. Wyobrażenia owej wspólnoty kulturowej także bywają różne. Inaczej widzi Śląsk ktoś, kto musiał go opuścić w bydlęcym wagonie, zmuszony przechowywać w oczach obraz z lat dziecięcych, inaczej Górnoślązak „obdarowany” wizą przez Gierka. Odmienne wspomnienia przechowują mieszkańcy nadodrzańskich nizin, beskidzkich lasów, przyfabrycznych familoków. Jedni trwają tu od pokoleń, zapisując na skórze i w sercu w dalszym ciągu pogmatwany scenariusz śląskiego losu. Inni zmuszeni byli przez resztę swych dni – tęsknić.
Mimo odmienności stron rodzinnych, krajów, z których się przybywa
( fizycznie lub w przenośni), wzywani jesteśmy, lub trzymani na miejscu przez jakieś genius loci. Co sprawia, że osiemdziesięciolatek z Bochum znajduje bratnią duszę w trzydziestolatku ze Świerklańca? Na czym polega fenomen śląskich bractw internetowych? Jak można scharakteryzować tę wspólnotę?
Z pewnością Ślązaków łączy mowa. Nieważne, czy nazwiemy ją językiem, czy dialektem, czy jest charakterystyczna dla okolic Lublińca, czy Cieszyna. Dla Niemca brzmiała zbyt prostacko, zbyt polsko ( wasserpolnisch). Polacy też słuchali jej z pogardą, zarzucając jej zbytnie nagromadzenie germanizmów. Jest gardłowa, twarda, mało śpiewna, inaczej rozkłada akcenty. Prawie niemożliwością jest nauczyć się nią władać. Działa jak papierek lakmusowy, jak hasło, jak znak rozpoznawczy, jak zaklęcie otwierające wnętrze ludzkie.
Odmiennego rodzaju łącznikiem jest więź psychiczna, przekonanie o wspólnocie losów. Wszystkich nas, Ślązaków, łączy „kompleks odwróconych pleców”, o którym tak często wspomina Kazimierz Kutz. Niektórzy badacze historii najnowszej Śląska nazywają ten stan świadomości „ syndromem zranionej pamięci”. Młody historyk z Uniwersytetu Warszawskiego – Lech M. Nijakowski wspomina wręcz o „ stygmatyzacji Ślązaków”. Najważniejszym stygmatem był oczywiście śląski dialekt, ale nie tylko. Dziwnymi dla napływowej ludności były imiona, obyczaje ( świętowanie urodzin), zainteresowania.
Każdy z nas Ślązaków ma zakodowany w świadomości pewien zbiór archetypów. Należą do nich określone symbole i pewne nawyki wynikające z wychowania, z życia na określonym terenie. Mam tu też na myśli zwyczaje, podania, legendy, a także określone przedmioty, obiekty, miejsca w krajobrazie. Mimo przemiany obyczajów, pomimo migracji i zmian miejsca zamieszkania, hasła takie jak: Góra św. Anny,familok, św. Jadwiga, hołda, bifyj, żur, skarbnik, rolada, wywołuje u wszystkich Ślązaków określone skojarzenia, dla innych brzmiące obco, lub mało zrozumiale.
Niezrozumiały ( delikatnie mówiąc ) dla mieszkańców innych regionów Polski był i jest stosunek Ślązaków do lat II wojny światowej i okresu wprowadzania na Śląsku tzw.”władzy ludowej”. Wynika to oczywiście z niewiedzy i dalej trwającej zmowy milczenia wokół wielu drażliwych spraw. Problem służby w Wehrmachcie i volkslist do dziś wywołuje emocje. Na ludność rodzimą najcięższe ciosy zaczęły spadać z chwilą jej „wyzwalania” przez armię radziecką i zaprowadzania polskiej administracji.
Poeta Heinrich Muhlpfort w 1675 roku wkłada w usta upersonifikowanego Śląska, następujące słowa
( przekład z łaciny): „ Jestem dla Ślązaków kwiatem i ozdobą ziem, gwiazdą świata, jestem szmaragdem Europy, prawdziwą królową krain.” Nieprzypadkowo poeta przyrównuje Śląsk do szmaragdu, a nie do bardziej olśniewającego i cenniejszego diamentu. Szmaragd ma kolor zielony, lecz jego kryształki są żółte i niebieskie (jak barwy Śląska), ma wiele domieszek rozmaitych minerałów. W tym zespoleniu różnorodności tkwi jego wartość i piękno. Silesius już w XVII wieku zdawał sobie sprawę z istnienia wielkiej, uniwersalnej kultury rozwijającej się na Śląsku, różniącej się od kultur trzech sąsiadujących narodów: czeskiego, niemieckiego i polskiego. Prawda ta zaczyna torować sobie drogę do coraz szerszego kręgu umysłów. Wymaga jednak dalszego upowszechniania, gdyż znajomość jej istoty, nie mówiąc o szczegółach – co najważniejsze – wśród młodzieży, jest prawie żadna.
Jan Hahn