Charakter Ślązaka

Kim jest Ślązak? – kwestia śląskiej tożsamości

  „ To ziemia, na której rodzą się diamenty” – Jan Paweł II

Zdaję sobie dobrze sprawę z tego,  z czym chcę się zmierzyć, co zamierzam zgłębić. To – jak się potocznie mówi – temat rzeka. Jak rzeka w ciągłej zmianie, pełen mielizn i zawirowań. Do niedawna temat tabu, a i teraz„ sztich do bitwy” dla wielu. Jak można bowiem określić przymioty kogoś, kto jeszcze niedawno żadnych szczególnych cech posiadać nie powinien, boć przecie (jako mieszaniec) brał je automatycznie albo od Polaka, albo od Niemca, o Czechach nie wspominając. Ślązak jako osobna ludzka kategoria, występował jedynie w kawałach i wyzwiskach. To, że był „charakterny” na swój sposób, nie ulegało wątpliwości, wszelkie jednak ogólniejsze próby jego określenia zbytnio sugerowałyby istnienie jakiejś odrębnej nacji, czy grupy etnicznej co najmniej, a to było i jest bardzo źle widziane.

Temat niesie ryzyko także z innej strony. Jako próba zamknięcia w pewne ramy czegoś z istoty nieuchwytnego,  musi się on, chcąc, nie chcąc ocierać o  oczywistość, tak bliską banałowi i o dowolność interpretacji, tak bliską zmyślaniu. Żeby ograniczyć to zagrożenie, opierać się będę na cytatach z dzieł  ten temat już poruszających, lub na wypowiedziach osób powszechnie uznanych za autorytety. Oczywistą jest rzeczą, że trafność spostrzeżeń, sposób podejścia i stopień wyczerpania tematu oceniać będą czytelnicy. Wszak temat jest żywy i żywo ich dotyczy. Jest także bardzo ważny. Udowadnia, że wciąż pozostajemy sobą, wyraziści ( jakkolwiek byśmy to słowo nie interpretowali). Łatwo rozpoznawalni w świecie „społeczeństw bez właściwości” – sztucznie ujednoliconych, a jednocześnie zatomizowanych, wyzbytych z korzeni, pozbawionych więzi, bez celu działania.

 

Tadeusz Kijonka śląskość widzi w „ intensywnym stopie rodzimych pierwiastków: natury, kultury i historii tej ziemi”. Naturę rozumieć należy jako konglomerat natury miejsca i natury ludzi, którzy to miejsce zasiedlają. Miejsce – Śląsk, to obszar najdotkliwiej poddany przemianom. Równie często, co wozy kupieckie i grupy artystów i rzemieślników, przemierzały go bandy łupieżców i żołdaków. Ślązak zawsze żył „ w ciekawych czasach” – mam na myśli także pejoratywne znaczenie tego określenia. Vitae magistra – historia, naprawdę nie ma już czego Ślązaka nauczyć. Odrobił on już wszystkie lekcje. Z wyjątkiem jednej – we własnej szkole. Jego „ciekawość świata” została zaspokojona w stopniu najwyższym z możliwych. Nie wyłączając  „poznawania świata” w szeregach obcych armii i w konwojach jenieckich. Miejsce, w którym żyjemy to także niespotykany gdzie indziej melanż nacji i kultur ( słowiańskiej i germańskiej; polskiej, żydowskiej, czeskiej, morawskiej, niemieckiej). Wyjątkowość miejsca stwarza wyjątkowych ludzi. Ksiądz profesor Tischner pisał:” Pogranicze może człowieka albo zawężać albo poszerzać. Żyjąc na granicy, można stać się człowiekiem ciasnym, zapatrzonym tylko w siebie samego. Ale będąc człowiekiem pogranicza, można się także poszerzyć, można mieć szerokie horyzonty. Można powiedzieć tak: kto głupi, a postawi się go blisko granicy, to zostanie jeszcze głupszy, a kto mądry i stanie blisko granicy – ten zobaczy wielkie horyzonty i wielki świat”. Na Górnym Śląsku  problem ten miał wymiar potrójny. I został rozwiązany z wielkim pożytkiem, jak zaświadcza nie byle kto – lecz sam Wojciech Kilar: „ Przyjęto mnie tutaj jako swojego, jako Ślązaka!  Od chwili otrzymania tej nagrody ( „Lux ex Silesia” – Metropolity Katowickiego – J.H.), mogę o sobie powiedzieć, że jestem Ślązakiem urodzonym we Lwowie, ale Ślązakiem. Myślę, że w tej łatwości przyjmowania przybyszów z innych kręgów kulturowych przejawia się także europejskość Śląska”. Tę właściwość Ślązaków, polegającą na łatwości uczenia się, otwartości, dostrzegł już w XVI wieku Julius Ruggieri, wysłannik papieski, który zauważył:” Mają oni ( Ślązacy) niewypowiedzianą łatwość uczenia się języków i przyjmowania zwyczajów innych narodów. Mimo to jednak wysoko cenią, co tylko jest narodowym, są po większej części wielkimi miłośnikami samych siebie”. Oskar Kolberg dodaje:” Charakter ogólny Ślązaka odznacza się otwartością, ufnością i serdecznością. Jest wytrwały i skłonny do nauki”. Na wskroś oryginalną wizję śląskości, „ możliwą do zaistnienia w tej formie tylko w tym miejscu Europy, dzięki dziejom, stykowi narodów i kultur, jakiejś też tajemnicy ukrytej za śląskim człowiekiem i czasem”, głoszą dwaj księża ( biskup – filozof, teolog – poeta) o umysłach dorównujących największym – Alfons Nossol i Jerzy Szymik.
XVI wieczny śląski poeta Andreas Gryphius napisał: „ Przebudź się serce moje i pomyśl”. Harmonię serca i myśli – jako oryginalnie śląską syntezę śląskości, rozumność serca i serdeczność rozumu, opisał i wprowadza w życie ksiądz biskup Nossol. Jego uczeń, ksiądz profesor Jerzy Szymik, tak ten ewenement wyjaśnia na przykładzie: „ Myśleć sercem jest specyficznie śląskie. Patrząc z Zachodu jesteśmy jeszcze racjonalni, a już emocjonalni. A patrząc ze Wschodu, to jesteśmy jeszcze serdeczni, a już racjonalni. Widzę to nieraz w Lublinie, jak głęboko moi lubelscy przyjaciele są bliscy „ słowiańskiej” części mojej duszy i jak mi do nich daleko, kiedy się  w niej odzywa jej strona zachodnia”.

Powody tej inności – prościej, choć nie mniej oryginalnie, wyjaśnia Alojzy Lysko – niezmordowany działacz społeczny i autor książek o Śląsku, którego zasad nie mogła nawet złamać PIS-owska dyscyplina partyjna, podczas jego sejmowego epizodu: „My, rodowici Ślązacy jesteśmy ulepieni z innej gliny. O tym się mało mówi, a jeszcze mniej pisze, ale w Ślązakach płynie sporo krwi celtyckiej. Plemiona śląskie ukształtowała kultura lateńska, a więc ta, która tworzyła fundamenty cywilizacji europejskiej. … Nim na tych ziemiach pojawili się Słowianie, nim swoje piętno wywarł na nas niemiecki dryl, na który się niektórzy tak chętnie powołują, wpierw byli tu Celtowie, lud pracowity, o złotych rękach, fenomenalnie uduchowiony, a do tego dowcipny i przyjazny.” Takie spojrzenie na śląską genealogię tłumaczyłoby wyjątkowe w naszym regionie zainteresowanie kulturą (głównie muzyką) celtycką i faktem przywiązywania wyjątkowego znaczenia tradycji i duchowości.

 

Obyczajowość i kultura wiejska ( chłopska) zetknęła się na Górnym Śląsku z kulturą miejską, robotniczą, osiągając niespotykane gdzie indziej efekty ( jak chociażby cała tradycyjna kultura górniczego stanu). Zamieszkiwanie w specyficznej atmosferze familoków, dzieciństwo spędzone na podwórkach – przy klopsztandze – kształtowało człowieka zahartowanego, przedsiębiorczego, towarzyskiego i życzliwego. Podwórko uczyło podstawowych zasad kodeksu moralnego. Było domem, stołówką, boiskiem, salą gimnastyczną, świetlicą, nawet kinem i szpitalem. Profesor  Janusz Czapiński stwierdził: ”Podwórko jest dla dzieciaków mikrokosmosem, w którym można przećwiczyć wszystkie scenariusze, jakie mogą przydarzyć się w życiu.” To miejsce – nie za piękne, to środowisko – nie idealne, oddziaływuje na ludzi jak czakram i daje im moc, przyciąga i zniewala jak metafizyczna siła. Nasz tarnogórzanin – ostatnio najlepiej śpiewający Krzysztof Respondek określa to wprost: „Śląsk stanowi całą moją siłę, gdybym się od tego odciął, stałbym się po prostu słaby”. Wybitny reżyser, Ślązak, Maciej Pieprzyca  dopowiada: „Dla mnie Krzysiek jest dowodem na to, że te śląskie cechy, jak skromność, niechęć do przepychania się łokciami, ciepło i dobroć, też można przekuć w sukces”. Kamil Durczok na weekend wraca do Katowic, choć wszelkie racjonalne względy wskazywałyby na osiedlenie się z rodziną w Warszawie, bo „ coś gna mnie na ten Śląsk, a mojej żony nie pozwala stamtąd wypuścić”.
Cała ta sytuacja społeczno-ekonomiczna, polityczna i cywilizacyjna połączona z głęboką religijnością rzutowała na wzorce zachowań, nawyków, na wizję świata i człowieka – tworzyła określony typ osobowościowy. Był on zakodowany w tradycji i w sposobie życia. Kazimierz Kutz zapytany o to, jak czuł się w środowisku łódzkiej szkoły filmowej, powiedział: „ Byłem w niej odmieńcem (…) To znaczy, że ja wyrosłem w określonej kulturze, w określonym systemie wartości – ze wszystkimi jego zaletami i wadami. To jest mój kod nieuświadomiony, ale on mi narzuca takie a nie inne widzenie świata”. Spróbujmy rozszyfrować te kody. Proces wykształcania się śląskiej tożsamości tak określił socjolog Wojciech Świątkiewicz: „ Odczytywanie własnej tożsamości poprzez identyfikację z familią i społecznością krajanów, poszerzone o afiliacje kościelne cieszyło się pierwszeństwem wobec innych odniesień: narodowych, językowych, politycznych, kulturalnych. Stąd uzasadnione jest przekonanie o specyfice kulturowej Górnego Śląska zorientowanej wokół wartości rodziny, więzi regionalnych, religijności, a także pracy”. W rodzinnie śląskiej, poprzez fakt czuwania nad przestrzeganiem określonych zasad, nie było taryf ulgowych i pobłażania, nie uzewnętrzniało się więzów emocjonalnych ( dzieciom trzeba przoć, ale nie trzeba im tego okazywać), elementem jednak dominującym był szacunek dla drugiej osoby, uwzględnianie jej integralności, uznanie godności i wiedzy życiowej najstarszych. Jak podkreślił ksiądz arcybiskup Damian Zimoń: „ Krzesanie osobowości dzieci było stanowcze, pełne zainteresowania, lecz pozbawione absolutyzmu, dającego przecież niewielkie efekty w wychowaniu. Wymagania szły w parze z konsekwentnym wzorcem osobowym rodziców, najlepszym budulcem autorytetu.” Tak było w domu wybitnego kardiochirurga, profesora Andrzeja Bochenka: „ W domu obowiązywała zasada solidnej, dokładnej pracy, rodzice uczyli szacunku do niej. (…) Dobry przykład rodziców był dla mnie i mojego brata wartością najwyższą”. Inny wybitny lekarz – profesor Franciszek Kokot swego ojca tak wspomina: „ Był bardzo wesoły i bardzo zdolny. Miał światły umysł, pomagał mi rozwiązywać różne problemy i oceniać zdarzenia. Myślę, ze po ojcu odziedziczyłem niektóre zdolności, ale wydaje mi się, że mnie przewyższał potencjałem intelektualnym.” Dotykamy tu fenomenu, jakim była na Górnym Śląsku osobowość ojca. Prawie w stu procentach był to człowiek posiadający jedynie podstawowe wykształcenie, wykonujący ciężką pracę fizyczną. A przecież, jak wiemy z własnego doświadczenia, czy z przekazów
( jak chociażby przytoczonych wyżej), posiadał rozległą wiedzę życiową i szeroką skalę zainteresowań. Wytłumaczyć to można jakimś zakorzenionym w podświadomości pędem ku wyższym wartościom i łatwością w przyswajaniu wiedzy ( co potwierdzają cytowane wyżej spostrzeżenia badaczy i podróżników). Zamknięty w kręgu: fabryka, kopalnia – familok, czytał bardzo wiele i to w dwóch językach. Na Górnym Śląsku czytelnictwo ( zarówno jeśli chodzi o wypożyczanie książek, jak i prenumeratę czasopism) biło wszelkie światowe rekordy. W Paprocanach koło Pszczyny na 1000 mieszkańców było 300 stałych prenumeratorów. Mroczny świat podziemi zastępowały barwne wizje malarskie, dalekie horyzonty obserwowało się oczami hodowanych ptaków.  Czasu wolnego nie było wiele – do pracy dochodziło się wszak pieszo ( czasami wiele kilometrów). Towarzystwa gimnastyczne, kółka zainteresowań, teatry amatorskie, chóry i orkiestry dęte nie narzekały jednak na brak chętnych.
A matka? Dla kultury śląskiej matka jest tradycją, śląskością, tożsamością. Zawsze będzie kojarzona z czystością, akuratnością, pewnością, dobrym i uczciwym życiem. Gospodarność, zaradność, religijność to jej cechy.
Rodzina na Górnym Śląsku utrzymywała więzy z jej członkami w różnym stopniu pokrewieństwa. Jak zauważa ksiądz profesor Szymik, krewny, to po śląsku: przociel, pochodzący od przoć – kochać. Kilka razy w roku – na odpustach, urodzinach seniorów, odbywały się zjazdy, gromadzące mnóstwo osób. Ta serdeczność została przeniesiona na stosunki z mieszkańcami familoka, kamienicy, sąsiadów. Wyjeżdżano wspólnie na majówki, dzielono się po świniobiciu, zapraszano na wesela i chrzciny. Te kontakty wpłynęły na wykształcenie się u Ślązaków cech przydających im więcej pogody i towarzyskości. Tymi cechami są: humor, wesołość, zamiłowanie do zabawy, muzykalność. O specyfice humoru śląskiego pisałem obszernie, typowe, śląskie gry i zabawy znamy dobrze, wrodzona śląska muzykalność pobrzmiewa i niesie się po naszych miastach i wsiach.

 

Wartością samą w sobie była praca. Ślązak się poprzez nią określał, samorealizował. Takie traktowanie pracy jako wartości najwyższej, jej bez mała sakralizacja, określało zasady, którymi Ślązak powinien się kierować: rzetelność, pracowitość, uczciwość, sumienność i solidność, szacunek dla kwalifikacji zawodowych, solidarność i poczucie odpowiedzialności za towarzyszy pracy. Ich respektowanie lub nie stawało się zasadniczym kryterium oceny człowieka. Nieważne, czy ktoś był urzędnikiem, czy chirurgiem. Cytowany już profesor Franciszek Kokot, światowej sławy nefrolog, wyznaje:
” Żeby w dzisiejszym świecie coś osiągnąć, nie wystarczy być inteligentnym. Trzeba jeszcze ciężko, solidnie harować”. Robotny – to na Śląsku największy komplement. Dla mieszkańców innych części Polski było to niezrozumiałe. Dla Gustawa Holoubka po przeniesieniu się z Krakowa do Katowic: „ Najbardziej zaskakujące było to, że ich ( Ślązaków) ocena ludzi kształtowała się w odniesieniu do ich stosunku do pracy. Właśnie praca była dla nich probierzem moralności: jeśli ktoś wykonywał ją uczciwie i kompetentnie, jeśli był fachowcem w swojej dziedzinie – cieszył się szacunkiem i poważaniem. Natomiast obiboki i nieroby, których zresztą wówczas rzadko można tam było spotkać, byli wyraźnie dyskryminowani i w naturalny sposób z tej społeczności eliminowani.” Tym Ślązak różnił się diametralnie od ludzi zza Brynicy, traktujących często pracę własnych rąk jako dopust Boży. O różnicach w tym względzie wiedziano już w okresie luźnych kontaktów, skoro w 1922 w Piekarach Śląskich niewidomy „ śląski Wernyhora” witał wojsko polskie słowami: „ wy nas nauczycie pięknie mówić, a my was nauczymy dobrze pracować.” Pracowitość więc i wszelkie przymioty ducha z nią związane ( jak te wymienione wyżej, lecz także hart ducha i wytrwałość) najszybciej kojarzone są z mieszkańcami Górnego Śląska. Zofia Kossak- Szczucka w Poznaniu w roku 1932 mówiła: „ Wytrwałość. Wytrwałość jest może cechą najbardziej charakterystyczną w psychice śląskiej.” Z pracy – najcięższej i najniewdzięczniejszej z możliwych, Ślązacy stworzyli cnotę. W tym miejscu dotknęliśmy istoty czegoś, co umyka większości badaczy, co domaga się osobnego rozpatrzenia: genialnego kreacjonizmu Ślązaków. Praca pod ziemią – to mówiąc prosto – najgorsza z możliwych. Pod każdym względem. Ślązacy w ciągu paru zaledwie pokoleń stworzyli z niej niemalże sacrum, powód do dumy, atrakcję, probierz godności człowieka. Stworzyli wokół niej przebogaty zespół legend, zwyczajów, obrzędów i uwarunkowań. Chciałoby się wręczyć temu najwybitniejszemu, zbiorowemu reżyserowi, najwyższą nagrodę. Za stworzenie dzieła w tak krótkim czasie, tak barwnego i na taką skalę.

Socjolodzy, obserwatorzy z zewnątrz, dostrzegli w mieszkańcach Górnego Śląska religijność innego typu, niż w pozostałych częściach kraju. Ponieważ wywiera ona duży wpływ na duszę Ślązaka, determinuje jego postawy i zachowania, przyjrzyjmy jej się bliżej. Zostawmy na boku sprawy obrzędowości, takie jak mniejsza wystawność ( coś takiego jak Licheń, na Górnym Śląsku by raczej nie powstało), żywszy śpiew ( brak typowego dla reszty Polski zawodzenia), czy inny rodzaj kontaktów duchownych z wiernymi
( bardziej bliski, konkretny, wypływający z przekonania o konieczności spełniania najprostszych, codziennych obowiązków wobec parafian). Z pewnością te różnice wytworzyły się poprzez bliskość ewangelików. Religijność Ślązaków przez to jest mniej obrzędowa, barwna i widowiskowa, ale za to głębsza i prawdziwsza. Bóg, to nie bizantyjski Pantokrator, lecz Ponboczek, który jest obecny w każdym miejscu i w każdej chwili życia. Znakiem krzyża rozpoczynało się i kończyło pracę, posiłek, napoczynało krojenie chleba. Do niedawna przed progiem zawsze umieszczona była kropielniczka. Nawet śmierć na Górnym Śląsku nie była straszna. Była zwyczajną śmiertką. Często czekało się na nią z utęsknieniem, jak na wieczny, zasłużony urlop w niebie. Wybitny poeta, ksiądz profesor Jerzy Szymik cytuje słowa parafianki z Pszowa, skierowane do jego matki:” Pani Szymikowo, jo się ciesza na śmierć jak na Wilijo…”. Wojciech Kilar – mówiący o sobie: „ jestem Ślązakiem urodzonym we Lwowie”, tak określa śląską odmianę katolicyzmu: „ Na Śląsku , jak w niedzielę idzie się do kościoła, to coś znaczy. Nie ma rozdźwięku między tym, co głosi się w kościele, a robi w życiu”. Prawie 70 lat wcześniej (1937) pisarz lwowski, Zygmunt Haupt, tak relacjonował ze Śląska: „ Ślązacy są wspaniałym ludem… Idą na pogrzeb, wesele, chrzciny. W ich ruchach, przeświadczonych o własnej godności, przebija się pewność osiągniętej rzeczywistości. Tak różna od gapiowatej galaretowości niedzielnej obywatela z Siedlec czy Nowego Sącza. Stąpają całą stopą, idą chodnikiem i jezdnią, rytm kroku jest bez fałszu. Nic nie mówią. Ci ludzie celebrują swą rzeczywistość!”.

Owa triada: śląska rodzina, śląska religijność, śląska pracowitość, to najbardziej wyraziste wyznaczniki śląskiej tożsamości. Powiada się, że w tym zawiera się śląskość, że to idzie wypisać na śląskich sztandarach. Te czynniki najsilniej wpływały na charakter Ślązaka, kształtowały jego duszę.

Jest wiele innych takich wyznaczników, jak chociażby śląska mowa (Kto godo po ślonsku i się tego niy wstydzi, jest Ślonzokiym), strój, obyczaje, poczucie więzi, jednak nie wpływają one zasadniczo na charakter Ślązaka, co nas w tym tekście wyłącznie interesuje.

Jakie inne jeszcze cechy charakteru Ślązaka można by wymienić? Czym wyróżniał się ( wyróżnia) od mieszkańców sąsiednich ziem? Jedną z cech najbardziej dostrzegalnych jest skromność. Można by ją inaczej określić, jako wrodzona niechęć do wystawiania się na pokaz, awersja do karierowiczostwa, rozgłosu. Franciszek Pieczka tak o tym mówi: „ Nigdy nie szukałem protekcji. Ja nie lubiłem „bywać”, pokazywać się tylko dlatego, że tak wypada. Ale muszę przyznać, że dzisiaj ta postawa jest trochę anachroniczna. Świat zaczął się „przepychać łokciami”.” Krystian Zimerman znany jest z niezmiennie negatywnego stosunku do nagród i wyróżnień, do publicznych wystąpień, choć ma w czym wybierać. Kazimierz Kutz w swych wspomnieniach ukazuje człowieka, który był chodzącą skromnością. W warszawskim hotelu zobaczył w holu siedzącego w kąciku Jerzego Chromika – kolegę z Szopienic. Po przywitaniu zapytał się go, co tak w ogóle robi. Chromik odpowiedział: „ Teraz to lotom”. Powiedział to człowiek, który w tamtym momencie był bohaterem narodowym Polski. W słynnym meczu lekkoatletycznym Polska – Stany Zjednoczone na Stadionie Dziesięciolecia pobił po raz kolejny rekord świata na długim dystansie. Ponadto był cenionym fachowcem, absolwentem Politechniki Śląskiej. Przykłady takie można mnożyć. Otacza nas wielu ludzi, o których zasługach, unikatowych zbiorach, rozległych zainteresowaniach, dowiadujemy się często po ich śmierci. Z cechą tą łączy się inna, też charakterystyczna dla Ślązaków: pewna surowość, oschłość, rozwaga w słowach i powolność w ruchach („ drapko to robi gupielok abo dioboł” – stara Ślazaczka). Taki zespół cech, naturalnie wynikających i z trudnej historii Górnego Śląska, nieufności wobec obcych, jak i solidnego i surowego wychowania, wiele osób za Kazimierzem Kutzem nauczyło się określać „dupowatością Ślązaków”. Myślę, ze nie wiedzą, co mówią lub piszą. Ostrożność, małomówność, rozsądek – raczej zasługują na szacunek, niż na porównanie z określoną częścią ciała. Posłuchajmy zresztą autorytetów – wybitnych pisarek i obserwatorek. Zofia Kossak-Szczucka pisała: „Przedewszystkiem rzeczowość istotna, nie dająca  się ponieść nierealnym marzeniom. Idealizm w czynach, nigdy w słowach. Słowa są twarde, szorstkie i treściwe. Brak Ślązakom gładkości, wdzięku, umiejętnego prześlizgiwania się po powierzchni życia, ale nie temi zaletami buduje się państwa, jeno tamtą twardzizną, w której czyny dźwięczą lepiej od słów.” Maria Dąbrowska: „ U Ślązaków dostrzec można zupełny brak pozy, frazesu i czczej grandilokwencji. Ślązacy zdają sobie sprawę ze swych daleko posuniętych umiejętności zawodowych, ale potrafią także zdrowo kpić ze swoich braków. Mają poczucie humoru i poczucie powagi życia. Są zdolni do entuzjazmu, ale rozważny sceptycyzm chroni ich przed zakłamaną egzaltacją.” I cytowany już Zygmunt Haupt : ” Ślązak zainterpelowany patrzy wprost w oczy z ostrą szpilką źrenicy, myśli, naprawdę myśli i albo mówi bez żenady, że na ten temat nic nie może powiedzieć, albo mówi rozsądnie, treściwie, logicznie.” I jeszcze Wojciech Żukrowski: „ Ślązacy to jest grupa etniczna, która jest zdolna powiedzieć:”nie!” Nie wiem, czy Pan rozumie? Warszawa mówi:”tak” – i to znaczy: „może”. Jeżeli mówi: „może”, to znaczy to: ”nie”. A jeżeli mówi: „nie” , to sama nie widzi w tym żadnego interesu. Ale raczej nie mówi: „nie”. Zdolni do wyartykułowania słowa „nie” od razu są Ślązacy. Jeżeli mówią:”tak”, to od razu zabierają się do pracy”. Skromność i prostoduszność cechują Ślązaka, lecz przecież wszystko, co robi, czyni z honorem, z godnością. Zna swoją wartość. Wykonywana przez niego praca, to dzieło zawsze na najwyższym poziomie. Słabo wykształcony – wielu „po szkołach” zapędziłby w kozi róg swoim doświadczeniem, oczytaniem i obyciem. Nawet w najtrudniejszych czasach, bieda i ubóstwo nie raziło natarczywie oczu, jak to bywało na ziemiach ościennych. Skrywana była za zawsze czystymi firankami i oknami, pod połatanymi, niemniej wypranymi i wyprasowanymi ubrankami dzieci. Skarżenie się na los i szukanie pomocy zdarzało się rzadko i traktowane było na równi z żebraniną.

 

Skromność i duma, surowość i wrażliwość. Gdyby ktoś zapytał mnie, co w postawie, charakterze Ślązaka jest najistotniejsze, najbardziej specyficzne i wyróżniające, odpowiedziałbym, że: pewnego rodzaju dwoistość natury. Dzieje tej ziemi kazały mu bez przerwy dokonywać wyboru, lub stawać w obliczu takich wyborów, być zawieszonym  m i ę d z y. Silnie zakorzeniony, a zmuszanym do oderwania się od ziemi. Wrosły na stałe, a  gotowy wiecznie do porzucenia. Pewny siebie i swoich, a przymuszany do opowiedzenia się po stronie obcych. Los – wyrosłemu wśród pól i lasów – kazał mu zejść w mroczne głębie. Realista, pragmatyk, twardo stąpający po ziemi – szybujący po niebie wraz ze swymi gołębiami, tworzący świat fantazji i mitów. Ufny, otwarty, serdeczny i wesoły wobec swoich – nieufny, zamknięty i szorstki wobec obcych. Z natury uczuciowy – nauczony nie uzewnętrzniania swych uczuć. Raz rozśpiewany i rozbawiony, innym razem mrukliwy i małomówny. Uniwersalny, europejski i zaściankowy, prowincjonalny zarazem.  Rubaszny i mądry. Śmieszny i poważny. Wzruszający i surowy. Myślę, że pod tym względem bliżej nam do Czechów niż Polaków. Potrafimy równie dobrze dostrzegać piękno zwyczajnego, codziennego życia, pogodę w smutku, doniosłość w rzeczach drobnych. To życie w dystansie, w pewnym wyciszeniu, patrzenie na świat z przymrużeniem oka, łączy nas z południowymi sąsiadami tak samo jak zamiłowanie do orkiestr dętych i piwa. Mamy podobny dystans do samych siebie i podobną skłonność do autoironii.

 

Rodzina, kościół, praca kształtowały charakter Ślązaka. Niemniejszy w tym dziele wpływ, ma jeszcze inny czynnik. Wybitny polski socjolog: Józef Obrębski pisze: „ W koncepcjach jakiejś grupy etnicznej wybija się więc na pierwszy plan stale i niezmiennie wizerunek grupy obcej. Wizerunek własny jest tylko refleksem tych kontrastów, na których podstawie jakaś grupa etniczna definiuje odrębność grup innych.” Mówiąc króciej i prościej: dla Ślązaka mniej ważnym jest to, co go łączy z sąsiednimi nacjami, od tego, co go od nich dzieli. Oddalenie od Niemców powiększa się i pogłębia. Mentalność jednak i natura Polaków ( a głównie stosunek ich elit politycznych do Górnego Śląska) wcale nie stają się bliższe. Z grzechów polskich: pychy, pieniactwa, słomianego zapału, fanfaronady, Ślązak spowiadał się nie będzie. Andrzej Sapkowski wymienia następujące ( najgorsze) wady Polaków: zacofanie, kołtuństwo, obłuda, chorobliwa ambicja, pycha, dzikość, niepohamowana żądza władzy, totalny brak samokrytycyzmu. Tymi „przymiotami” charakteryzują się Polacy, którzy wspomagali husytów w grabieży i w rzezi mieszkańców Śląska. Cechy te im przypisuje, co prawda, w powieści, której akcja dzieje się w XV wieku, niemniej obserwacje zbierał współcześnie, gdyż wiele z nich, jeśli nie wszystkie, są nadal bardzo żywotne. Poczytny pisarz, nie należący raczej do śląskich organizacji autonomicznych, chciał w atrakcyjnej formie ukazać kawał historii, kiedy to Ślązacy poznawali swych najbliższych sąsiadów od strony jak najgorszej. Z tych „kawałków” uskładało się prawie tysiąclecie, gdyż już kronikarz Jan Długosz na czele narodów wrogich Polakom, postawił …Ślązaków! Wracając więc do naszych rozważań. Wizerunek grupy obcej ( w ostatnim półwieczu ograniczający się do Polaków), był odpowiednio silny i ostry. Miał też dużo czasu, by się w sercach i umysłach Ślązaków odcisnąć. Pod jego wpływem, niektóre zalety nabrały u mieszkańców Górnego Śląska wymiaru cnót, a rutynowe zachowania zamieniły się w rzadko spotykane zalety. Ostatnie dziesięciolecia przytępiły ostrość konfliktu: „my” – „gorole”, niemniej w tej sferze zaobserwować można ciekawe zjawisko. Oddajmy zresztą głos fachowcowi – prof. dr Wandzie Mrozek. Pisze ona ( na podstawie szerokich badań przeprowadzonych w latach 1986-1990), że u starszych mieszkańców Górnego Śląska stosunek „swój”- „obcy” traci z wolna swój ostry, antagonistyczny wyraz. „ Natomiast pewnym zaskoczeniem były dane postawy uczniów starszych klas szkół licealnych i technicznych. Młodzież śląska często wyrażała negatywne opinie o nie-Ślązakach, dodając uwagi w rodzaju: …
( cenzura własna – J.H.). Wypowiedzi te znacznie odbiegały swoim tonem od opinii rodziców. Dodać trzeba, że równocześnie badana młodzież podkreślała swój patriotyzm regionalny, dumę z przynależności do grupy śląskiej, kultywowanie tradycji jako czynnika tożsamości kulturowej. Ową radykalizację postaw najmłodszego pokolenia można by interpretować jako przenoszenie stosunku „swój” – „obcy” z płaszczyzny etniczno-kulturowej na płaszczyznę o charakterze politycznym.”

Stwierdzenie to jest bardzo ważne. Daje odpowiedź tym, którzy twierdzą, że w wyniku zmian gospodarczych i obyczajowych, w Ślązakach zanikły cechy, stanowiące o ich odrębności. Radykalnie wszak został zmieniony model rodziny, stosunek do pracy w dobie restrukturyzacji przemysłu też uległ zmianie, znikły przy familokach podwórka z klopsztangą, na których rządziła ślonsko godka. Problem tożsamości, śląskości, jak widać, jest żywotniejszy, trwalszy, niż nam się wydaje. Jego kod został wyryty w  świadomości bardzo głęboko. Sami jesteśmy często zdziwieni siłą jego oddziaływania. Coraz częściej  zdarza się też, że tej tradycji wynosimy z domu nie dość dużo, uczymy się jej w innym środowisku, w szkole, musimy się jej sami uczyć, konfrontować się z nią. Wybitny reżyser, pisarz i fotografik – Joanna Helander, kilkadziesiąt lat mieszkająca w Szwecji, tak o ty mówi: „ To nie jest tak, że powraca się na ten swój magiczny, ciepły Śląsk. Najpierw chce się uciec, buntuje się, później wraca się. To naturalne, choć ma to podłoże psychiczne, irracjonalne. Mogłabym sobie „odpuścić”. Czuję jednak, po dwudziestu pięciu latach moralny przymus, by uporać się z tym, czego nie zdołali uporządkować moi rodzice w Rudzie Śląskiej. To mały koszmar, ale nie ma innej drogi.” Horst Eckert (Janosch) w rodzinne strony swego Holonka powrócił po dłuższej jeszcze nieobecności i został od razu przez nie „porwany”. Jeszcze bardziej irracjonalne „ powroty”, wręcz parapsychiczne, odczuwają mieszkańcy Panny Marii – osady w Teksasie zamieszkanej od 1850 roku przez śląskich emigrantów ( głównie z Płużnicy, lecz także ze Starych Tarnowic). Sally Schefer z Sekułów („ cansto śni mi się po ślonsku”) starka mówiła, kiedy wyjmowała z komody jakiś kapudrok : „ to sam trza szanować, bo to jest ze Śląska”. Potomkowie pierwszych osadników dopiero w 2000 roku pojawili się w Płużnicy ( na 750 leciu wsi) i na „Po naszymu, czyli po śląsku” z Marią Pańczyk.
Śląskość bowiem rozmaicie jest nam dana. Jedni wynieśli ją z domu, są nią przeniknięci, inni, z różnych powodów, zerwali z nią więzy i – powtarzając jeden z najstarszych archetypów ludzkości – powracają ( do Itaki, do Edenu, do krainy dzieciństwa?). Inni mieszkańcy Śląska muszą ją w sobie budować, nie jest bowiem tak, że jest to „przypadłość” wyłącznie rodowitych. Ksiądz profesor Jerzy Szymik mówi: „ Małemu gorolowi trzeba powiedzieć to samo, co hanysowi: nie będziesz żył dwa razy. Innych korzeni już mieć nie będziesz. Więc z faktu, że urodziłeś się w Pszowie, albo wycyckosz wszystkie życiodajne soki albo bydziesz żył jak meduza chopie, jak nadłamana trzcina na wichrze. Z budulca, który masz, zbuduj jak najlepsze życie. Ale twoje bogactwo polega także na tym, że pochodzisz z Radomia. Wszędzie jest to centrum wszechświata … Kochaj i ziemię pszowską i radomską. Pozwól, żeby obie one cię ukształtowały.” Poszukiwanie swojej tożsamości lub jej dalsza budowa, to nie jakaś zabawa w malowanie drzewka genealogicznego. To poszukiwanie, tworzenie swego człowieczeństwa. Coś ważnego o człowieku da się powiedzieć wychodząc od konkretu, od szczegółu, od drobnych życiowych spraw. Jak mawia cytowany już wielokroć Jerzy Szymik: „ Tylko przetworzona prowincja daje głęboki i ważny obraz treści uniwersalnych”. Pragermańskie słowo heim
( od którego pochodzi heimat – oznaczenie ziemi rodzinnej) oznaczało także wszechświat.
 Na Górnym Śląsku być Ślązakiem zawsze i jedynie znaczyło : być człowiekiem. Ślązok brzmiało i brzmi dumnie, ciężko i żmudnie trzeba jednak na to miano zapracować. Tylko ktoś, kogo nie stać na to, by być człowiekiem może być faszystą, nacjonalistą, komunistą, anarchistą, wszechpolakiem, skinem, czymkolwiek, bo kimś przecież trzeba być.

Powiedziałby ktoś, że gloryfikuję Ślązaków, przypisując im w nadmiarze same wzniosłe cechy. No cóż – solidnie na nie zapracowali. Żyli tak, że miast herbów i nadań szlacheckich mogli się nimi sygnować i być poprzez nie wyróżnianymi. To fakt, że nie istnieją społeczeństwa idealne,  bez wad i grzechów. Ślązacy mieli ich także mnóstwo. Ksiądz Ficek w XIX i ksiądz Kapica w XX wieku musieli mocno się napracować i „nakazać”, by wyrwać Ślązaków ze szponów grzechów ( głównie pijaństwa). W nagrodzonej statuetką Nike powieści Kuczoka ukazana jest postać ojca, który stosując swoje kryteria posłuszeństwa i dyscypliny zamienił dzieciństwo syna w koszmar. Krąży też wiele opowieści o podwójnym życiu poczciwych farorzy. Brnąc dalej w wysiłku  odbrązowiania wizerunku Ślązaka, można by przyjąć za dobrą monetę tezę wielu o „dupowatości” mieszkańców Górnego Śląska, o ich nieuctwie i tak dalej. Można też (jeśli komuś zależy) niewątpliwe zalety przerobić na wady. I tak: obowiązkowość i punktualność – na służalczość, rezerwę i dystans przyjąć jako podstępny charakter, nieuleganie emocjom i brak słomianego zapału wziąć jako wyraz zimnego wyrachowania i tak dalej, i tak dalej. Gdyby jednak zwolennicy takiego rozwiązania chcieli się podeprzeć jakimiś wypowiedziami autorytetów ( jak ja to próbowałem uczynić), wtedy znaleźli by się w próżni. U ludzi mądrych nie znaleźli by poparcia.

 

 

Próbowałem powyżej określić ( ma się rozumieć skrótowo) charakter Ślązaka. Dotknąłem też problemu tożsamości śląskiej, tak ostatnio żywo i ostro dyskutowanego. Gdyby ktoś mnie zapytał, czym jest dla mnie śląskość, powtórzyłbym słowa Janoscha: Śląsk to moja religia. Wyznaję ją jak pokolenia moich przodków. Jej istotę i tajemnice przeniknąć można najlepiej sercem, nie umysłem. Nie można jej zdefiniować, choć trzeba jej nauczać i ją zgłębiać. Jest otwarta dla wszystkich, którzy chcą odczuwać z nią więź, bronić jej jednak trzeba przed  zakusami wrogów i złośliwców. Mimo że jest domeną prywatności, ma święte prawo, by trwać w powszechnym poszanowaniu.

Jan Hahn