Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Wydawnictwo współfinansowane przez Powiat Tarnogórski
Redaktor wydania: Jan Hahn
Wydawca: Przymierze Śląskie Tarnowskie Góry
42-600 Tarnowskie Góry, Ks. Siwca 4B/15
tel. 600 72 30 60
Skład i druk: Wydawnictwo Piotr Kalinowski, Kalety
ISBN 978-83-65324-38-2
ISSN 2534-8824
2
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Spis treści
Jan Hahn Od redakcji ……………………………………………………………………………..5
Jan Hahn Przymierze Śląskie …………………………………………………………………..7
Arkadiusz Kuzio – Podrucki Europejskie korzenie śląskiej szlachty …………15
Jan Hahn Bitwa pod Grunwaldem a Śląsk. Wtedy i teraz ……………………….21
Bernard Szczech Bytomskie tramwaje miejskie ……………………………………….29
Franciszek Wiegand Instytut Pamięci Rodzinnej Franciszka Wieganda …..37
Henryk Sporoń List do córek w Ameryce ……………………………………………….49
Józef Tyrol Nakło Śląskie. Panowie ………………………………………………………..55
Jan Hahn Rozwój reformacji na Śląsku ………………………………………………….77
Marek Ziaja My i Wy …………………………………………………………………………….81
Kalendarium tarnogórskie ……………………………………………………………………85
Notatki o autorach ……………………………………………………………………………….91
3
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
4
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Od redakcji
Mamy już (przy drugim numerze) do czynienia z kontynuacją, zbieraniem
i wykorzystywaniem doświadczeń, uczeniem się na błędach, gromadzeniem
uwag krytycznych, jak i głosów przychylnych. Wiernych czytelników (o ile
można na tym etapie edytorskim takiego określenia użyć) może zaskoczyć fakt
zamieszczenia ponownie historii naszego stowarzyszenia. Uznaliśmy, że mamy
prawo do reklamy, ponadto uzyskujemy możność poinformowania
o najnowszych wydarzeniach w Przymierzu i ponowienia apelu o kontakt
z nami. Ponadto osób, które po raz pierwszy zetknęły się z tytułem, jest
zdecydowanie więcej.
Numer „Kalejdoskopu śląskiego” ukazuje się w maju, w rocznicę
wydarzenia najważniejszego dla dziejów Górnego Śląska – tak zwanego III
powstania śląskiego. Piszę „tak zwanego”, albowiem współcześnie większość
badających i rozpatrujących w inny sposób historię tych działań bojowych nie
widzi już w nich samorzutnego zrywu ludu śląskiego. Przeczą temu fakty,
dokumenty, świadectwa, wolne od ideologicznych nacisków i manipulacji.
Prezentujemy refleksję na ten temat Henryka Sporonia. Z uwagi na wiedzę
i doświadczenie autora zebrane w trakcie burzliwego i intrygującego życia,
uwagi skierowane do córek w Ameryce uznać można za prawdziwy obraz
działań powstańczych na zapleczu dowództw. Pan Henryk zgodził się na
zamieszczanie w naszym czasopiśmie swoich wspomnień i przemyśleń.
Pozyskaliśmy także do współpracy innego (bez żadnej przesady użyję tu
słowa: wybitnego) autora: Bernarda Szczecha. Już krótka notka biograficzna
zamieszczona na końcu, powinna dać Państwu wyobrażenie o formacie tej
postaci. Zabrakło miejsca na opis jego dokonań i listę jego publikacji. Jego
artykuły, które obiecał zamieszczać w następnych numerach, będą z pewnością
ozdobą kwartalnika.
Artykuły Arka Kuzio – Podruckiego, Benka Szczecha i Józka Tyrola
zaświadczają, że wyszły spod piór autorów bazujących na starych kronikach
i dokumentach, opierających się przede wszystkim na materiale
faktograficznym. Z jakże inną materią mamy do czynienia w pozostałych
5
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
tekstach! I ta właśnie różnorodność stylistyczno-tematyczna sądzę, może
świadczyć o wartości tego numeru „Kalejdoskopu śląskiego”.
Jan Hahn
6
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Przymierze Śląskie
Organizacja nasza powstała w 2002 roku z potrzeby chwili i w wyniku
określonego zapotrzebowania społeczeństwa śląskiego. W tamtym roku odbył
się Śląski Okrągły Stół, po nim próba utworzenia Jedności Górnośląskiej –
organizacji, która by łączyła i reprezentowała na zewnątrz liczne regionalne
stowarzyszenia. Na Górnym Śląsku ta piękna idea wtedy nie powiodła się,
z przyczyn aż do bólu prozaicznych i trywialnych. Postanowiliśmy wcielić ją
w życie w Powiecie Tarnogórskim. Od tamtych dni członkowie Związku
Górnośląskiego, Ruchu Autonomii Śląska, Stowarzyszenia Społeczno-
Kulturalnego Niemców, zgodnie i owocnie działali na rzecz rozwoju swej małej
ojczyzny. Wraz ze Starostwem i Domem Współpracy Polsko-Niemieckiej
organizowaliśmy przez wiele lat cykl wykładów projektu „Historia lokalna na
przykładzie wybranych powiatów, miast i gmin”. Na jakim poziomie stały one
i jakie osoby w tych spotkaniach brały udział, niech zaświadczy przykład
spotkania, które odbyło się w auli Zespołu Szkół Ogólnokształcących im. St.
Staszica 24 lutego 2003 roku. Tematem był „Górny Śląsk po wkroczeniu Armii
Czerwonej – represje wobec rodzimej ludności w powiecie tarnogórskim po II
wojnie światowej”. Referat wygłosił Dietmar Brehmer – prezes Niemieckiej
Wspólnoty Pojednanie i Przyszłość, koreferat Jerzy Gorzelik. Spotkanie
prowadził i dyskusję panelową moderował Wojciech Czech. W tej samej szkole
pod tym samym prowadzeniem odbyła się Debata Oksfordzka o Śląsku,
rzecznikiem jednej grupy młodzieży był dr Jerzy Gorzelik, drugiej – prof. Ewa
Chojecka. Inne wykłady ukazywały postaci związane z Tarnowskimi Górami
a prawie całkiem zapomniane (Robert Kurpiun, Valeska von Bethusy-Huc).
Profesor Grażyna Szewczyk, które twórczość tych pisarzy przybliżyła, była
wielokrotnie jeszcze naszym gościem.
7
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Cały ten cykl wykładów otwarty został prelekcją A. Kuzio-Podruckiego:
„Czy Jerzy Hohenzollern zasłużył na pomnik w Tarnowskich Górach?”. Po nim
nastąpiły kolejne – wspomagane w międzyczasie licznymi publikacjami,
odkłamujące historię i zwalczające zainfekowaną w PRL germanofobię.
Powstał nawet z naszej inicjatywy „Komitet Budowy Pomnika Książąt
Założycieli Tarnowskich Gór – Jerzego Fryderyka von Ansbach i Jana II
Dobrego”. Wszystko to wywołało zainteresowanie reporterów i publicystów ze
stolicy regionu. Chcąc być najbliżej prawdy, zaznaczyć należy, że na przykład
wizyta reporterki rozgłośni radiowej nastąpiła po oświadczeniu miejscowego
historyka, w którym wyraża obawę przed zalewem grodu gwarków przez rzesze
gejów, bowiem (jego zdaniem) obaj książęta byli ich najsławniejszymi
i najdostojniejszymi przedstawicielami.
Wypada też zwrócić uwagę na cykl wykładów poświęcony szlachcie
i arystokracji śląskiej, szczególnie zaś rodowi Henckel von Donnersmarck.
8
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Wykłady te a także wizyty głównego prelegenta – dra A. Kuzio-Podruckiego
w ościennych miastach, zaowocowały nadaniom ulicom, placom Piekar
Śląskich, Rudy Śląskiej i Zabrza imienia tego zasłużonego rodu. Jego senior –
książę Guidotto Henckel von Donnersmarck otrzymał na nasz wniosek tytuł
Honorowego Obywatela Tarnowskich Gór. Pod jego też honorowym patronatem
(jak również jego przyjaciela – szefa śląskich arystokratów księcia Joachima
Birona von Kurland i tarnogórzanina – arcybiskupa Bolesława Pylaka) i we
współpracy z Urzędem Miejskim zorganizowaliśmy 11 września 2010 roku
I Światowy Zjazd Tarnogórzan.
Wykłady – szczególnie w początkowym okresie, połączone były
z występami artystycznymi. Ich rodzaj był różny: od występów zespołów
rockowo-bluesowych („Koala Band”) poprzez folklorystyczne („Miedarzanie”),
muzyki klasycznej („Classical”), po mieszane: z pokazem filmów Klucznioka
i występem kabaretowym „Tolusia” Skupińskiego i Jerzego Cnoty. Najbardziej
9
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
okazałą oprawę miał wykład o hrabim Redenie i jego zasługach. Ponieważ
włączono go w ramy powiatowych obchodów barbórkowych, znalazły się
pieniądze na przepiękny koncert Orkiestry Lirycznej z Wrocławia w kościele
św.św. Piotra i Pawła. Występ Skupińskiego i Cnoty odbył się w pałacu w Nakle
Śląskim. Pałac ten, jeszcze przed remontem, stał się miejscem dziesiątek imprez
kulturalnych organizowanych przez Powiat Tarnogórski wespół z Przymierzem
Ślaskim. Tutaj odbył się wernisaż wystawy malarstwa Erwina Sówki, który
zgromadził czołowe postacie życia artystycznego regionu. To tutaj odbyła się
pierwsza ceremonia wręczenia „Górnośląskich Tacytów” – nagród im.
Ks. Agustina Weltzla w dziedzinie kultury. W 2006 roku otrzymali je prof. Ewa
Chojecka i Henryk Waniek. Laudacje w tym niezapomnianym dniu wygłosili
prof. Zbigniew Kadłubek i Jerzy Gorzelik.
Oprócz działalności oświatowo-popularyzatorskiej mocno
zaangażowaliśmy się w sprawę ustawowego uznania śląskiego języka
regionalnego. Przedstawiciel naszego stowarzyszenia był – na zaproszenie posła
Kazimierza Kutza na posiedzeniu odpowiedniej komisji sejmowej.
Ukoronowaniem tych działań było zorganizowanie 30 czerwca 2007 roku pod
auspicjami naszej organizacji – choć lwią część prac wykonał Andrzej
Roczniok, historycznej już konferencji pod patronatem Krystyny Bochenek
w Sali Sejmu Śląskiego: „Ślonsko godka – gwara, czy może język”. Wydarzenie
to zainicjowało wzmożeniem prac nad językiem śląskim – komisji pod
kierunkiem prof. Jolanty Tambor (z naszym udziałem) i wydaniem „Ślabikorza”
– elementarza do nauczania ślonskij godki (Urząd Marszałkowski dał nam na to
15 000 zł). Skoro jesteśmy przy wydawnictwach: wydaliśmy także „Roladę”
powieść obyczajową Jana Drechslera, „Ilustrowaną historię Śląska w zarysie”
Jana Hahna i tegoż autora „Śląsk w Europie” i „Lux ex Silesia”. Te trzy ostatnie
pozycje stanowiły najważniejszy element projektów edukacyjnych „Przymierza
Śląskiego” polegających na lekcjach w szkole na temat historii Śląska
i rozdawaniu książeczek.
10
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Zajmowaliśmy się też filmem. W ramach I Festiwalu filmów o Śląsku
zorganizowaliśmy pokazy filmów dokumentalnych w Klubie 22 w Czarnej
Hucie i w Kopalni Zabytkowej, odbyło się spotkanie z założycielami
niezmiernie zasłużonego klubu filmowego z Pyskowic. Ceremonię wręczenia
nagród (Grand Prix otrzymał Bartłomiej Zylla) przeprowadziliśmy w pałacu
w Rybnej.
Wiele satysfakcji dostarczyła nam współpraca ze stowarzyszeniem „Śląski
Dzwon Nadziei”. Jego prezes – Gabriela Horzela-Szubińska, zresztą członek
i naszego stowarzyszenia, stworzyła spektakl „To ja – Twoja Marysieńka”
cieszący się ogromnym powodzeniem. W przedstawieniu – obok władz
i najpopularniejszych postaci Tarnowskich Gór, a potem Zabrza, udział brał
prawie cały zarząd Przymierza. Razem z „Dzwonem …” odwiedziliśmy
siedzibę hrabiego Andreasa Henckel von Donnersmarck i księcia Guidotto.
Zajmowaliśmy się także sportem. Wiceprezes Roman Boino miał wykład
w Galerii „Inny Śląsk” o „Początkach klubów piłkarskich na Górnym Śląsku”.
11
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Wydaliśmy też jego kompendium wiedzy o skacie, bardzo pomocne
w turniejach skatowych, które organizowaliśmy.
Proszę mi wierzyć, że wymienione wyżej imprezy i wydarzenia stanowią
część naszej działalności. By podkreślić jej różnorodność i fakt, że siłami
naszych członków „ogarnąć” potrafimy każdą dziedzinę, niech świadczy prosta
wyliczanka: wmurowanie w mur, okalający „Dworek Goethego” tablicy
z napisem: „Ślązakom – jacy by nie byli” (pomysł Jana Drechslera), otwarcie
we wrześniu 2012 roku „Ślonskij rompel-kamery” w klubie „22” w Czarnej
Hucie, gdzie swoje skarby pokazali Walenty Mosch, Roman Gatys, Andrzej
Wiegand, spotkanie z wybitnym śląskim aktorem Bernardem Krawczykiem
w Sali Rycerskiej Kompleksu Zamkowego w Starych Tarnowicach. Roman
Gatys przetłumaczył pamiętniki barona Furstenberga z Kopaniny. W 2012 roku
byliśmy nawet organizatorami Dni Kultury Hippisowskiej w Tarnowskich
Górach!
Przymierze Śląskie jest członkiem Rady Górnośląskiej – grupującej dziś
14 organizacji regionalnych, będącej (lub mającej być) wyrazicielem opinii
przeważającej części Ślązaków. Jako znaczące ogniwo tej Rady, bierze udział
w marszach i zgromadzeniach w których fizycznie trzeba było okazać swoje
poparcie. W tym roku był to Marsz na Zgodę w ostatnią niedzielę stycznia
i 19 marca opolski marsz w obronie samorządów.
12
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Osoby pragnące poświęcić się takiej działalności, przyjmiemy serdecznie
i ochoczo. Stawiamy tylko jeden warunek: współpracownikiem naszym musi
być osoba, poczuwająca autentyczną więź emocjonalną ze swą Małą Ojczyzną –
hajmatem. I nie może należeć do żadnej partii.
Jan Hahn – prezes Przymierza Śląskiego
13
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
14
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Europejskie korzenie śląskiej szlachty
Niektóre rody związane są ze Śląskiem od zarania swych dziejów. Inne
osiedlały się kupując tutaj majątki, dziedzicząc je poprzez małżeństwa, itp.
Jedne po jakimś czasie wymierały lub emigrowały dalej w Europę. Wszystkie
łączy jedno: ich nazwiska na zawsze pozostaną związane ze Śląskiem, gdzie
pozostawili kawałek swojej historii.
Śląscy Strachwitzowie
Najstarszym przedstawicielem rodu jest Wojsław ze Strachowic (dziś
dzielnica Wrocławia), po raz pierwszy wymieniony w dokumencie z 1285r.
Na pierwsze zaszczyty jego potomkowie musieli czekać bardzo długo.
W 1630r. w Ratyzbonie cesarz Ferdynand II Habsburg nadał Krzysztofowi
i Maksymilianowi von Strachwitz tytuł baronów (niem. Freiherr) von Groß-
Zauche (= Sucha Wielka koło Trzebnicy). Pod koniec wieku XVIII Karol
uzyskał od króla pruskiego tytuł hrabiego (niem. Graf) Strachwitz von Groß-
Zauche und Camminetz (= Kamieniec koło Pyskowic).
Poprzez koligacje odziedziczyli zamek i dobra w Kamieniu Śląskim.
Historia nowej posiadłości nierozerwalnie związana była z rodziną Odrowążów
i pochodzących z niej Św. Jacka (patrona archidiecezji katowickiej) i błog.
Bronisławy.
Imię świętego stało się niemalże dynastycznym wśród kolejnych
właścicieli. Jacek (II) był protektorem wielkich uroczystości w 1857 roku
z okazji 600-lecia śmierci świętego. Jacek (IV) w 1894 roku był natomiast
protektorem uroczystości 300-lecia kanonizacji św. Jacka. W Kamieniu Śląskim
zebrały się wielkie tłumy. Na transparentach po polsku i niemiecku wypisano
najważniejsze wydarzenia z życia świętego. Jego grób znajduje się w Krakowie.
Tam także zorganizowano uroczystości: „…Okazale przebiegała uroczystość
w Krakowie, w której uczestniczył kardynał Kopp z Wrocławia i obydwaj
hrabiowie Strachwitzowie z Izbicka, szczycący się pochodzeniem z rodziny
świętego. Najbardziej podniosłym momentem uroczystości była prowadzona
15
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
przez kardynała Koppa procesja z relikwiami św. Jacka, udająca się do katedry
wawelskiej…”.
Równie odległe są dzieje
Schaffgotschów z Miśni.
Najpewniej w otoczeniu niemieckiej księżniczki z Meranu Jadwigi
Andechs (żony ks. Henryka Brodatego, zmarła w 1243r. w 1267 kanonizowana),
przybył praprzodek tej rodziny. Od księcia legnickiego Bolesława Rogatki
otrzymali zamek Stara Kamienica. Gotsch II Schoff, prawie 150 lat później
dostał od ks. Agnieszki, wdowy po Bolku II świdnicko-jaworskim zamek
Chojnik (niem. Kynast). Potem przyszła kolej na dalsze zamki i posiadłości.
Po zdobyciu majątku przyszedł czas na zadbanie o pozycję rodziny. Hans
Ulryk pojął za żonę księżniczkę legnicko-brzeską, Barbarę Agnieszkę. Teraz
jako książęcy zięć stał się zdecydowanie ważniejszym. Niestety związki te nie
uchroniły go w czasie wojny 30-letniej, gdy jako stronnik Wallensteina naraził
się cesarzowi. Aresztowano go i stracono w 1635r. w Ratyzbonie.
Skonfiskowano majątki, a państwo stanowe Żmigród (niem. Trachenberg)
przekazano rodzinie Hatzfeld.
Syn Hansa Ulryka, Krzysztof Leopold odzyskał dobra przodków, ale bez
Żmigordu. Jego pozycja jednak na tym nie ucierpiała. Chrzestną jego córki
miała zostać królowa Polski Marysieńka. Nie zgodził się na to cesarz
i Schaffgotsch ustąpił.
W 1708r. spotkał rodzinę wielki zaszczyt. Cesarz jako król czeski i pan
Śląska wyraził zgodę, aby Schaffgotschowie, jako najbliżsi krewni wygasłej
dynastii Piastów połączyli swój herb z herbem wymarłego rodu.
Hescy Hatzfeldowie
pochodzą z Górnej Hesji, gdzie na rzeką Ederą był dawniej zamek
Hatzfeld. po raz pierwszy zapisano o nich wiadomości w XII w. Twórca potęgi
rodu był Melchior (zm. 1658r.). W czasach wojny 30-letniej poparł cesarza. Ten
odwdzięczał się jak mógł i nadawał swemu generałowi kolejne włości:
Rosenberg we Frankonii, hrabstwo Gleichen w arcybiskupstwie Moguncji, itd.
Najważniejszym jednak było przekazanie w 1641r. państwa Żmigród na Śląsku.
Z ta włością związane zostały losy rodziny na następne stulecia.
16
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Hatzfeld gromadził nie tylko posiadłości ziemskie, ale również
arystokratyczne tytuły. W 1635r. razem z bratem Hermanem i kuzynem
Wilhelmem Henrykiem został wywyższony do godności hrabiów cesarstwa
(niem. Reichsgraf). Kilka lat później Melchior z bratem mógł dodać do swego
nazwiska godność hrabiego Gleichen. W 1643r. Żmigród został podniesiony do
statusu wolnego państwa stanowego. Teraz Hatzfeld, choć nie z nazwy, był
równy książętom.
Melchior pomagał nie tylko cesarzowi. gdy wybuchła wojna polskoszwedzka
– nam znana jako „potop” – walczył po stronie króla Jana Kazimierza.
Z dumą podkreślają jego potomkowie, że spośród 18 bitew, wygrał 16. Melchior
pochowany w Prusicach na nagrobku ma wykuty napis „Liberator Poloniae”.
Gdy polskiemu królowi ofiarował swe umiejętności poddany cesarza,
bywało i na odwrót. W służbę cesarską wstąpił
Polak – Gaszyn
Melchior Ferdynand. Chyba służył wiernie bo cesarz wynagradzał go
hojnie. W 1631r. otrzymał majątek Żyrowa koło Góry Św. Anny. Tuż po
świętach Bożego Narodzenia w 1632r. wraz z braćmi został wyniesiony do
godności czeskiego barona Gaschin von und zu Rosenberg (= Olesno Śląskie).
Nieco ponad tydzień później dodatkowo uzyskali oni tytuł hrabiów austriackich,
w 1635r. hrabiów czeskich, a 24 lipca 1653r. w Ratyzbonie tytuł hrabiów
cesarstwa.
Najbardziej trwałym pomnikiem pozostawionym przez potomków
Melchiora Ferdynanda jest klasztor franciszkański i kalwaria na Górze Św.
Anny. Powstał na przełomie XVII i XVIII wieku. Stał się symbolem wspólnych
dziejów Śląska. Każdy z przybyłych, czy to po niemiecku, polsku, czy też
czesku modlił się o pomyślność swą i ziemi rodzinnej, tj. Śląska.
Wiernie swa gotówką cesarzowi służyli
Henckel von Donnersmarckowie ze Spisza.
Donnersmarckt to niemiecka wersja nazwy miejscowości Spiski
Czwartek, skąd się wywodzili. Na Spiszu mieszkali obok siebie Słowianie,
Żydzi, Sasi i Węgrzy. Kim byli Hencklowie? Tego oni sami nie mogą nawet
powiedzieć.
17
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
W 1417r. w czasie soboru w Konstancji zostali uznani przez Zygmunta
Luksemburga króla Węgier (a także władcy Czech i cesarza) za szlachtę
węgierską.
Na Śląsku pierwszym był wybitny humanista Jan II Henckel, który
w 1531r. został kanonikiem we Wrocławiu. Zmarł osiem lat później i spoczął
w kryptach tamtejszej katedry.
Przez następne sto lat na Śląsk przybywali jego krewniacy. Dopiero
działanie dwóch Łazarzy, ojca i syna, doprowadziło do przeniesienia się rodziny
już na stałe na Górny Śląsk. W 1603r. formalnie, a 20 lat później faktycznie
objęli władzę nad Bytomiem, Tarnowskimi Górami i Boguminem. W kolejnych
latach zdobywali także arystokratyczne tytuły: barona, a potem hrabiego
cesarstwa. Później coraz bardziej rosła ich fortuna i znaczenie, aż do czasów
1. księcia von Donnersmarck, Guido ze Świerklańca (zm. 1916r.), drugiego
najbogatszego człowieka w cesarstwie niemieckim.
Czescy Lobkowicze
Najstarsze wzmianki o przodkach tego znanego rodu pochodzą
z przełomu XIV i XV w. i dotyczą niejakiego „Nicolaus de Ujezd alias de
Lobkowicz”, pochodzącego z terenów północnych Czech. Początek wielkiej ich
historii związany jest z imieniem Zdenka Wojciecha (zm. 1628r. czasami pisano
jako Zdenko Adalbert). Nie był najbogatszym w momencie swych urodzin.
Wybuch wojny 30-letniej dał mu szansę. W czasie gdy wielu Czechów
opuszczało Habsburga, on pozostał mu wierny. Ferdynand II przywilejem
z 17 sierpnia 1624r. wyniósł Zdenka do godności księcia cesarstwa (niem.
Reichsfürst). Obdarzony wspaniałym tytułem zmarł cztery lata później.
Poczynania Zdenka kontynuował syn, Wacław Euzebiusz (zm. 1677r.).
W 1641r. otrzymał dobra Neustadt w południowych Niemczech o statusie
księstwa. Wraz z tą godnością został włączony do kurii książęcej sejmu Rzeszy.
9 lipca 1646r. nabył od cesarza Ferdynanda III śląskie księstwo Żagań,
z kolejnym tytułem książęcym Herzog zu Sagan (Herzog to najwyższy tytuł
książęcy w niemieckiej hierarchii feudalnej).
18
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Jego potomkowie rządzili w Żaganiu, aż do 1786r. gdy zdecydowali się
sprzedać śląskie włości (dostały się one pod rządy pruskie) i przenieść do
rodzinnych Czech. Nabywcą Żagania byli
Bironowie z Kurlandii.
Ich kariera zaczęła się w… alkowie Anny Romanow, księżnej Kurlandii,
a później carowej Rosji.
W 1710r. Anna został wydana za mąż za kurlandzkiego księcia Fryderyka
Wilhelma. Zaledwie kilka miesięcy później owdowiała. 18-letnia księżniczka
właśnie wówczas poznała o trzy lata starszego szlachcica Jan Ernesta Birona. To
on właśnie stał się najważniejszą postacią w jej otoczeniu gdy w 1730r. wróciła
do Petersburga i objęła tron carów. Za wierną służbę był sowicie wynagradzany.
W 1737r. po śmierci ostatniego z książąt Kurlandii z rodu Kettlerów za jej
poparciem sejm Rzeczypospolitej (księstwo było polsko-litewskim lennem)
opróżniony tron przekazał faworytowi carowej. Ten jednak na tym nie
poprzestał i dalej gromadził fortunę. W 1734r. kupił śląskie państwo stanowe
Syców (niem. Wartenberg). Jego dziedzic Piotr (ostatni książę Kurlandii)
dokupił do tego w 1786 księstwo żagańskie od Lobkowiczów. Po śmierci Piotra
w 1800r. Syców natomiast odziedziczył bratanek księcia Gustaw Kalikst. Żagań
odziedziczyły jego córki. Z ręką najmłodszej przeszedł na rodzinę
francuskich Talleyrandów.
Należą do jednej z najstarszych arystokratycznych rodzin Francji.
Wywodzą się z rodu hrabiów de Perigord, rządzący w tej południowej
francuskiej krainie od IX wieku. Najsłynniejszym przedstawicielem był Karol
Maurycy de Talleyrand-Perigord. U szczytów władzy pozostawał kilkadziesiąt
lat. Od czasów Ludwika XVI, przez początek rewolucji francuskiej, rządy
Dyrektoriatu, Konsulatu, cesarstwo Napoleona, restaurację Bourbonów aż po
rewolucję lipcową i początki monarchii Orleanów. Zaiste imponująca lista. Był
jednym z najbardziej wpływowych ludzi swej epoki.
Prawdopodobnie za namową Karola Maurycego doszło do spotkania,
a później mariażu jego bratanka Edmunda z księżniczką Dorotą Kurlandzką.
W 1845r. odziedziczyła ona książęcy Żagań. Po jej śmierci w 1862r. Edmund
jako regent rządził tamże w imieniu swego syna Ludwika Napoleona.
19
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Poprzez mariaż na Śląsk dostali się także
włoscy Ballestremowie.
Jednym z najstarszych znanych nam przodków jest Francesco Ballestrero,
mieszkający w Astii koło Turynu. Jego potomkowie odziedziczyli dobra di
Castellane i związany z nimi tytuł hrabiowski. Odtąd nazywali się Conte
Ballestrero di Castellengo.
Pierwszym na Śląsku był Giovanii Baptista Angelus. Długo nie pozostał
w rodzinnym Piemoncie. Najpierw służył na dworze księcia Weimaru, po czym
przeszedł na służbę do armii cesarskiej. Gdy w 1740r. wybuchła wojna o Śląsk
między Austria i Prusami, Giovanii służył w wojsku ale pruskim. Po
zwycięstwie pozostał w armii Fryderyka Wielkiego i dosłużył się stopnia
oficerskiego. Kilka lat później ożenił się z Marią Elżbietą Augustą von Stechow.
Mariaż ten miał przynieść w 1798r. po śmierci jej brata, dziedzictwo majoratu
Pławniowice-Ruda-Biskupice. Pierwszym z Ballestremów władającym tym
majątkiem był Karol Franciszek.
Śląskie dzieje wszystkich wymienionych wyżej rodów, jak i wielu innych,
skończyły się w
1945 roku.
Pod koniec II wojny światowej – o ile wcześniej nie wymarli bądź
wyemigrowali – uznani zostali za obcych na Śląsku. Jeżeli dziś nadal chcemy
im odmawiać określenia śląska szlachta, przez analogię miana polskich powinne
zostać pozbawione takie rodziny jak: Czartoryscy, Jagiellonowie, Wazowie,
Tyszkiewiczowie, Kościuszkowie, Platerowie, Traugutt, Hauke-Bosak,
Chodkiewiczowie, Sanguszkowie, Radziwiłłowie, itd., itp.
Arkadiusz Kuzio-Podrucki
20
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Bitwa pod Grunwaldem a Śląsk. Wtedy i teraz.
Zbliża się kolejna rocznica przełomowej, symbolicznej i mitotwórczej jak
rzadko która, bitwy. Już widzę te karkołomne zabiegi prawdziwych patriotów
obozu rządzącego wokół kluczowej dla nich rocznicy. Pamiętajmy bowiem, że
kampania wyborcza PiS w 2005 roku rozpoczęła się na tle obrazu Matejki
„Bitwa pod Grunwaldem”. O ile jednak Adenauera można było przyoblec
w płaszcz krzyżacki, to z kanclerz Merkel sprawa się komplikuje.
Stosunek Ślązaków do tej bitwy (tak samo jak i do czasów II wojny
światowej i wojen napoleońskich) jest różny od tego, jaki mają pozostali
obywatele Polski. Ich pojmowanie świata związane jest z kulturą zachodnią,
z którą byli ściśle związani przez wieki, podczas gdy od czasów Jagiełły do
Piłsudskiego Polska orientowała się na wschód. Z tysięcznych powodów, tak
w średniowieczu, jak i teraz, Ślązaków nie dręczy germanofobia.
W średniowiecznej Europie dominowało jedno państwo: Cesarstwo
Rzymskie Narodu Niemieckiego, którego częścią było królestwo Czech, a jego
perłą w koronie – Śląsk. Jego książęta, potomkowie królewskich dynastii
(Piastów i Przemyślidów), grali pierwszoplanowe role na dworze w Pradze
(Przemysław I Noszak), lub na dworze króla Węgier (Władysław Opolczyk). Za
swe usługi otrzymywali nadania ziemskie, najwyższe tytuły i funkcje
(namiestnika, palatyna). Polska była krajem nieustabilizowanym, o potencjale
równym największym księstwom śląskim. Sprawa korony ziem śląskich
i polskich wydawała się otwarta. Kazimierz Wielki Polskę wzmocnił, lecz
dopiero Władysław Jagiełło i jego plany unii z Litwą mogły uczynić z niej
drugą potęgę w tej części Europy. Książęta śląscy nie mieli zamiaru być między
młotem i kowadłem, pionkami w grze mocarstw.
Pierwszy zareagował książę opolski Władysław. Opracował on plan
cokolwiek radykalny: rozbioru Polski przez Węgry, Śląsk, Morawy
i Krzyżaków. Oczywiście miał zgodę swego pryncypała – Zygmunta
Luksemburskiego. W 1392 roku przedstawił tę koncepcję Wielkiemu Mistrzowi
Konradowi Wallenrodowi. Ten, plan …. odrzucił (czyżby teoria Mickiewicza,
21
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
nie poparta przez historyków, o słowiańskim pochodzeniu Konrada była
prawdziwa?). W odwecie Jagiełło skonfiskował wszystkie ziemie Opolczyka w
Polsce, najechał Górny Śląsk i zmusił księcia do kapitulacji. Jego bratankom
pozwolono władać większością księstwa po złożeniu przysięgi, że przeciw
królowi Polski walczyć nie będą. Stąd brak zaangażowania się tego księstwa
w wojnie polsko-krzyżackiej.
Zatarg Polski z państwem krzyżackim doprowadził do wielu rozmów,
prób załagodzenia konfliktu, żmudnych, trudnych negocjacji. Zgodnie
z ustaleniami obu stron, rozjemcą został król Czech. Do prowadzenia
pertraktacji wybrał on książąt: wrocławskiego, świdnickiego i oleśnickiego.
Rozjemcą z ramienia króla Węgier był książę cieszyński Przemysław Noszak.
Już wtedy Ślązacy językowo, mentalnie i kulturowo dobrze byli obeznani
z trzema kulturami: polską, czeską i niemiecką, mediatorami byli więc
idealnymi.
Ich chwalebne wysiłki poniesione w walce o pokój spełzły na niczym.
Nowy mistrz zakonu nie był targany wątpliwościami, jak mickiewiczowski
Konrad. Dążył zdecydowanie do starcia.
Do momentu bitwy sojusznikiem Jagiełły był Wacław IV, król Czech.
Z tego też względu w obozie króla Polski znalazł się silny zaciąg rycerzy
z Czech pod dowództwem Jana Żiżki, „złapanego w kadrze” przez Matejkę.
Śląsk też przeprowadził zaciąg. Był to winien królowi Czech (nie stanom
czeskim, lecz królowi, jak dobitnie podkreślano na Śląsku). Zaciężne wojska
z Czech i Śląska, jak także chorągiew smoleńska skierowane zostały do centrum
wojsk polskich, gdzie wkrótce zaczęły się toczyć najkrwawsze walki –
o chorągiew z białym orłem.
22
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
I o ile straty wśród polskiego rycerstwa były stosunkowo małe, to
chorągwie: smoleńska, czeska i śląska straty poniosły straszliwe. Można by więc
twierdzić zgodnie z historyczną prawdą, że Ślązacy złożyli na Polach
Grunwaldu krwawą ofiarę w obronie Polski i jej flagi narodowej. Jej znaczenia
nie powinien umniejszać fakt, że ponieśli ją niejako pod przymusem
i z obowiązku.
Gdyby bowiem nie sojusz króla Czech i zaciąg wojska na Śląsku, Ślązacy,
jak jeden mąż walczyli by u boku krzyżaków. Dlaczego?
1. W ówczesnej Europie, by okryć się chwałą i zasłużyć na zbawienie, można
było walczyć ( po klęsce krucjat i wchłonięciu Ziemi Świętej przez państwo
arabskie): z Maurami w Hiszpanii, z Turkami na Bałkanach, lub z Litwinami,
23
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Prusami, Żmudzinami w komturiach krzyżaków. Tę trzecią możliwość wybierali
nie tylko śląscy rycerze. Do wspaniałych zamków przybywali rycerze
z Niemiec, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Anglii, Szwajcarii, Skandynawii.
W 1392 roku walczył na Żmudzi z poganami Henryk, książę Derby, przyszły
Henryk IV Lancaster – król Anglii. Na tzw. rejzy, czyli wypady na pogan,
wybierał się razem z krzyżakami sam książę Witold, ochrzczony przez nich
i nazwany Wigandem. Władysław Opolczyk wraz z innymi dolnośląskimi
książętami przyłączył sporo ziem do swej wtedy Rusi halickiej. Z jednej z nich
(z Bełza) pochodzi Czarna Madonna.
2. Z krzyżakami łączyły Ślązaków interesy. Zasadźcami (założycielami
i pierwszymi wójtami) prawie wszystkich miast w posiadłościach Zakonu, byli
mieszkańcy śląskich miast. Wyspecjalizowali się oni też w budowie z cegły
imponujących warowni (zamek np. w Malborku zbudował Bartosz z Nysy).
3. Nie widzieli ani jednego powodu, by przyłączyć się do polskiej koalicji, na
czele której stał król – jedyny taki w Europie, nie przynależący do jakiejkolwiek
znanej dynastii, czy nawet z nią spokrewniony. Król znikąd, wczoraj jeszcze
poganin. Towarzystwo zbrojnych też jakieś podejrzane i nie wiadomo skąd
wzięte: ludzie w skórach i z dzidami, Tatarzy, Rusini, Serbowie. Byli
przekonani, że rycerze zakonni czynią to, do czego zostali powołani: prowadzą
misję chrześcijańską i cywilizacyjną.
Z własnej, nieprzymuszonej woli, korzystając ze swej prawie
nieograniczonej niezależności, po stronie krzyżackiej walczyli rycerze księstw
dolnośląskich. Księstwo oleśnickie walczyło pod swoją chorągwią i pod
dowództwem księcia Konrada VII Białego. Pod jego sztandarami walczyli też
nasi praprzodkowie – do Konrada należała też ziemia gliwicka i bytomska. Jego
rycerz (herb jego widniał na zbroi) przekazywał Jagielle dwa nagie miecze
(według reżysera Forda). Drugim posłem był rycerz księcia szczecińskiego
Kazimierza (stąd ich znajomość polskiego). Miecze zaś należały do komtura
z Tucholi, który miał zwyczaj wożenia ze sobą takiego sprzętu. Po stronie
krzyżackiej walczył też książę ziębicki i nieokreślona liczba śląskich panów
feudalnych i rycerzy.
24
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Bitwa pod Grunwaldem i jej rezultat – miażdżące wręcz zwycięstwo
Polaków, wywarła wrażenie na całej Europie i uruchomiła cały szereg
interwencji i akcji dyplomatycznych. Zygmunt Luksemburski, król Węgier,
wzywał wręcz do krucjaty. Wacław IV, król rzymski i czeski zmienił swe
stanowisko wobec Jagiełły i złożył już w sierpniu obietnicę nowemu mistrzowi
krzyżackiemu, że przybędzie na pomoc wraz ze śląskimi książętami i margrabią
morawskim Jostem.
Cała Europa nastawiona była negatywnie do zwycięzców. Nie tylko
dlatego, że w bitwie zginęli przedstawiciele rycerstwa wielu krajów. Ważna dla
nich była oficjalna, prawna wykładnia konfliktu polsko-krzyżackiego. Po
wieloletnich pertraktacjach, obie strony oddały się pod osąd Wacława IV
(początkowo sojusznika Jagiełły). W lutym 1410 roku, po długich obradach,
wydał on orzeczenie, w którym m.in. obie strony zostały zobowiązane, by nie
korzystać w walce przeciw sobie z pomocy niewiernych. Dalsze postanowienia
miały być podjęte w maju we Wrocławiu. Werdykt ten rozsierdził stronę polską
i zbojkotowała ona dalsze etapy rokowań pokojowych. Wkrótce „niezliczone
zastępy Litwinów, Żmudzinów, Rusinów i Tatarów oraz innych znanych
wrogów i prześladowców krzyża Chrystusowego i całej religii chrześcijańskiej”
(słowa króla Zygmunta) pojawiły się pod Grunwaldem.
Strona polska próbowała ukazać żarliwość wiary króla Jagiełły i księcia
Witolda, uczestniczących w modłach i w mszy świętej przed i po bitwie,
gotowość przyjęcia chrztu przez pozostałych członków koalicji (o Tatarach nie
wspominano). Rozpowszechniano także „świadectwa” ciurów obozowych
krzyżackich o unoszącej się nad pobojowiskiem świetlistej postaci w szatach
biskupa, błogosławiącej Polakom.
W Polsce zaś, wojna i bitwa (jak zwykle) zrodziła potwory. Imiona ich to:
nienawiść i zaślepienie. Wróg był jeden: Niemce. W obliczu tego wroga każdy
sojusz był dopuszczalny, każda metoda dozwolona. W trakcie kilkudziesięciu lat
wojny strona polska dopuściła się wielu okrucieństw. Do literatury polskiej
trafiła „poezja” z tego okresu z dumą odnotowująca, że: „bito Niemce jako
cielce i Nemkinie jako świnie i Niemczęta jako psięta” – te dźwięczne i pełne
uzasadnionej dumy słowa powstały wcześniej – po rzezi dokonanej przez
Łokietka na zbuntowanych mieszczanach krakowskich, którzy – jak pisze
25
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
ówczesny kronikarz:” trawieni szałem wściekłości germańskiej, przyjaciele
zdrady, plewy ludzkie, ukryci wrogowie pokoju, podobnie jak Judasz
pocałunkiem Chrystusa zdradzili Łokietka”. Założyciele zaś i obywatele
Krakowa ze Śląska, Czech i Niemiec woleli po prostu utrzymywać stosunki
handlowe z najbogatszym krajem regionu – Czechami i Śląskiem Henryka
Probusa a nie z biednym jak mysz kościelna kalekim książątkiem z Kujaw.
W odwecie, za nieznajomość języka polskiego (konkretnie za
nieumiejętność wypowiedzenia słów: soczewica, koło, młyn, miele) włóczeni
byli końmi po ulicach i wieszani na szubienicach poza miastem. Jak widać – za
używanie języka niemieckiego można było stracić życie w XIV wiecznym
Krakowie i zostać pobitym w Warszawie w 2016 roku.
Było nieistotne, że małopolskimi Niemcami byli Zyndram z Maszkowic –
hetman wojsk koronnych pod Grunwaldem, Marcin z Wrocimowic – chorąży
królewski, obrońca sztandaru z białym orłem, o który toczyła się tak zażarta
walka, że większość w polskich miastach stanowili Niemcy, a bankierzy
26
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
i patrycjusze (jak krakowscy Bonnerowie), lojalni wobec króla, finansowali
wojnę z krzyżakami. Bez znaczenia był fakt, że na polach Grunwaldu do
Niemców zaliczyć można by jedynie 250 braci (203 padło) Zakonu
Krzyżackiego. Tak liczna była ta „nawała krzyżacka”. Resztę z 8 tysięcy
poległych i 14 tysięcy wziętych do niewoli walczących po stronie Zakonu,
stanowili goście z wielu państw Europy, Czesi, Ślązacy, Polacy z chorągwi
chełmińskiej, pospolite ruszenie z Prus i Pomorza. Wróg musiał być wyraźnie
określony i nazwany.
Nienawiść nie żywi się prawdą, kompleksów nie leczy się faktami.
Germanofobia zagościła w Polsce na stałe i na wiele stuleci. Ma się dobrze
i czasami rozkwita, jak dzisiaj. Po krzyżaku był Niemiec panoszący się
w miastach, zajmujący najważniejsze urzędy, pyszniący się swym bogactwem,
potem był Prusak grzebiący niepodległość Ojczyzny i tępiący język ojczysty.
I zawsze, z najciemniejszych mroków przyświecało światełko nadziei, dumy
z przeszłości – Polak potrafi! Wiktoria pod Grunwaldem! Gdy w XIX wieku do
obróbki tego symbolu – mitu stanęli tacy artyści jak: Słowacki („Zawisza
Czarny”) Mickiewicz („Konrad Wallenrod”), Sienkiewicz („Krzyżacy”),
Konopnicka („Rota”), Matejko („Bitwa pod Grunwaldem”), stał się on nie tylko
powszechnie obowiązującą wykładnią dziejową, pokrzepicielem znękanych
serc, przesłaniem, lecz także i przestrogą (Niemca należało „dobić”, Jagiełło
tego nie uczynił i doszło do zaborów – Kraszewski) łączącą wszystkich
Polaków. Do wspólnej walki z Niemcami nawoływał nawet po wybuchu I wojny
światowej wielki książę Mikołaj, namiestnik cara, argumentując: „by nie
zardzewiał miecz spod Grunwaldu”.
Straszakiem krzyżackim posługiwał się też Stalin (eisensteinowski
„Aleksander Newski”). Co i ile można wyczyniać z tak wyrazistym i tak
pojemnym symbolem, pokazały czasy Polski Ludowej. Bitwa znalazła naczelne
miejsce w podręcznikach historii, Krzyżacy awansowali do roli czołowych
przedstawicieli międzynarodowego imperializmu walczącego z postępowymi
siłami świata słowiańskiego. Przesłanie i spuścizna ojców teraz dopiero zostało
urzeczywistnione: w gniazdach prusactwa rozmościł się orzeł biały, Polacy,
Litwini, Rusini i Tatarzy – potomkowie wojów spod Grunwaldu, ze zwycięską
Armią Czerwoną dobili teutońską hydrę w Berlinie wieńcząc tysiącletnie boje
z nawałą germańską. Grunwald dał nazwę fabrykom, ulicom i mostom, klubom
27
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
sportowym (na Litwie – Żalgiris – także nazwa 75 procentowego alkoholu). Do
pomocy w indoktrynacji zaproszono najmłodszą z muz. Nakręcono
o krzyżakach i bitwie parę filmów. Grunwald stał w tle najdonioślejszego
i niosącego największe nadzieje wydarzenia – uchwalenia autonomii śląskiej
15 lipca 1920 roku. Data ta nie została ustalona przypadkowo. Miała nieść –
i niosła, określone skojarzenia i przestrogi. Bardzo szybko okazało się, że
przyniosła kres oczekiwań Ślązaków i ich wyobrażeń o demokratycznej,
sprawiedliwej Polsce.
Można było żywić nadzieję, że w państwie nowoczesnym
i demokratycznym, jakim stała się Polska, wykorzystywanie w taki sposób
wydarzeń historycznych nie będzie już miało miejsca. Szczególnie, że
znaleźliśmy się w rodzinie państw Europy i w takim gronie nie wypada się
drażnić i wychodzić na prymitywów. Nie doceniliśmy jednak trwałości i siły
polskich kompleksów i uprzedzeń. Wbrew rozsądkowi i słowom wybitnego
pisarza Tomasza Łubieńskiego, że : „wojenne symbole są aktualne w czasie
wojny. W czasie pokoju nie mają sensu, zastosowania. Zachowania
ostentacyjnie patriotyczne – wymachiwanie sztandarami, przysłowiową
szabelką przed nosem o wiele silniejszych narodów, jest śmieszne
i anachroniczne” , znów do głosu dochodzą stare upiory. Przywołuje się
dziadków z Wermachtu, polityków sąsiedniego, najsilniejszego i najbogatszego
państwa w Europie obraża się w najprymitywniejszy sposób.
A przecież nawet Grunwald nie musi być symbolem tysiącletniej walki
z nawałą germańską. Równie dobrze może być symbolem skuteczności
(miażdżące zwycięstwo), operatywności i nowatorstwa (budowa mostu przez
Wisłę) pozytywnym symbolem średniowiecznych struktur unijnych, jakie
wówczas wypracowały elity Korony Polskiej i Litwy.
Jan Hahn
28
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Bytomskie tramwaje miejskie
Uważa się, że pierwszą linią miejską w Bytomiu był odcinek długości 1.740
m łączący dworzec kolejowy z Pogodą na Rozbarku, jednak powstał on
znacznie wcześniej, już w 1894 roku, razem z linią prowadzącą z Pogody do
Niemieckich Piekar wybudowaną przez Oberschlesische Dampfstarssenbahn
(Górnośląskie Tramwaje Parowe) i oddaną do użytku 27 maja tegoż roku.1
W 1896 roku drezdeńska spółka Actien-Gesellschaft für elektrische Anlagen
und Bahnen złożyła wniosek o zezwolenie na budowę linii wąskotorowego
tramwaju z Rynku w Bytomiu do Miechowic oraz tramwaju okrężnego wokół
centrum miasta. Opracowano projekty. Prasa pisała: 11 listopada 1898 roku,
poczytny na Górnym Śląsku „Katolik” z Bytomia doniósł, że „Plan kolei
ulicznej z miasta do Miejskiej Dąbrowy uzyskał zezwolenie ministerialne.
Odnośne papiery odesłał minister do rejencji w Opolu i spodziewać się należy,
iż w niedługim czasie rozpoczną się roboty około nowego toru.” Po kilkunastu
miesiącach w tejże gazecie z 11 stycznia 1900 roku, ukazała się kolejna
informacja, że: Magistrat postanowił zgodzić się na wybudowanie kolei
elektrycznej z Bytomia przez Karb do Miechowic według planów przedłożonych,
lecz żąda aby pod mostem kolei był zawsze urzędnik kolejowy, który ma uważać
na to aby się nieszczęście nie zdarzyło. I nic wyszło z planów zbudowania linii
do Miechowic, w terminie do lipca 1900 roku. Wspomniana spółka z Drezna
w czerwcu 1901 roku ogłosiła upadłość.
W 1909 roku gmina Rokitnica2 chciała poprowadzić linię tramwajową do
Miechowic, w związku z czym powstało stowarzyszenie pod nazwą Verkehrs-
Verein Rokittnitz, któremu przewodniczył Moritz Gruschka. Prowadzone
rozmowy z magistratem bytomskim nie przyniosły jednak oczekiwanych
1Artykuł jest fragmentem niewydanej drukiem obszernej pracy o dziejach komunikacji tramwajowej i autobusowej na
Górnym Śląsku do połowy XX w., napisanej dla KZK GOP. Publikowany jest za zgodą KZK GOP w Katowicach.
2Silne związki Rokitnicy z Miechowicami i Wieszową wynikały z racji historycznych. W przeszłości Rokitnica przynależała
w połowie do parafii w Miechowicach a w połowie do Wieszowy.
29
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
rezultatów, tym bardziej, że pozostałe gminy wiejskie (w tym Mikulczyce) nie
były ówcześnie zainteresowane taką inwestycją.
W Bytomiu dopiero w 1911 roku przystąpiono do budowy linii tramwajowej
prowadzącej z centrum miasta przez Karb do Dąbrowy Miejskiej.
Bytomskie Linie Tramwajowe otwarte i przekazane zostały do użytku
20 listopada 1913 roku. Z chwilą tą powstała w Bytomiu miejska sieć
tramwajowa. Jeszcze w tym samym 1913 roku, magistrat bytomski
wydzierżawił firmie Becker & Co linie tramwajową Bytom – Karb – Dąbrowa
Miejska. Firma jednocześnie zobowiązała się do wybudowania linii
tramwajowej łączącej Miechowice z Wieszową, Rokitnicę z Osiedlem Helenka
oraz Bytom z Kopalnią „Bleischarley”, późniejszą kop. „Orzeł Biały”.
W początkowym okresie, poczynając od 1913 roku Bytomskie Linie
Tramwajowe posiadały trzy linie, które prowadziły: z bytomskiego Rynku do
Karbia, z Karbia do Miechowic oraz z Karbia do Dąbrowy Miejskiej3:
Linia I liczyła 5.436 m oraz 3 mijanki długości 270 m. Ogółem 5.706 m.
Linia II liczyła 6.131 m oraz 4 mijanki długości 360 m. Ogółem 6.491 m.
Na odcinku z Karbia do Dąbrowy Miejskiej znajdowały się tylko trzy
przystanki: Karf Zollhaus, Victoriagrube i Stadtwald Dombrowa.4
Linia III licząca 1.100 m posiadała 2 mijanki długości 180 m. Ogółem
1.280 m.
W sumie długość linii miejskich tramwajowych w 1913 roku wynosiła
12.667 metrów torów oraz 9 mijanek długości 810 metrów czyli w sumie 13.477
m. Linie te obsługiwało w tym roku 7 wozów silnikowych oraz 5 doczepnych.
Tomasz Rzeczycki w artykule zamieszczonym w „Kronice Bytomskiej”
napisał: „Linia z Karbia do Dąbrowy Miejskiej pod pewnymi względami różniła
3 Statistisches Handbuch der Stadt Beuthen Oberschlesien. 1927 Jahrbuch /1. Folge. Druck: Oberschlesische Zeitung /
Beuthen O.-S [1929] s. 92, tab.141 Strassenbahn V.
4Według Tomasza Rzeczyckiego, odcinek linii tramwajowej z Karbia do Dąbrowy Miejskiej liczył 2.550 m a czas przejazdu
wynosił 12 minut, zaś po drugiej wojnie światowej 10 minut. Linia miała być uruchomiona 23 listopada 1913 roku. Zobacz:
Tomasz Rzeczycki: Był tramwaj na Celnej… (w:) Kronika Bytomska Nr 2 z 8 czerwca 2001, s. 19.
30
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
się do innych. Nigdy nie wybudowano pętli tramwajowej ani na jednym, ani na
drugim końcu linii. Tą trasą jeździł bowiem tramwaj posiadający drzwi i kabiny
motorniczego z obu stron. Kiedy przyszedł czas nadawania numerów
poszczególnym relacjom przewozowym, tramwaj kursujący ulicą Celną otrzymał
nr 34. […]. Końcowy przystanek tramwaju linii 34 w Dąbrowie Miejskiej
znajdował się w lesie. Niedaleko też w lesie, stała restauracja. Jak powiadają
starsi pracownicy Przedsiębiorstwa Komunikacji Tramwajowej, nieraz się
zdarzało, że podchmieleni goście wychodzili stamtąd z nożem i zmuszali
motorniczego, aby napił się z nimi pół litra. Cóż miał taki motorniczy robić?
Później tylko dojeżdżał do Karbia i zgłaszał, że jest „nawalony” i nie może
dalej pełnić służby.”5
W październiku 1913 roku prywatna firma Felixa Madeiskiego uruchomiła
linię autobusową na trasie Miechowice – Rokitnica, będącą nietypowym
przedłużeniem niedługo później otwartej linii tramwajowej. Rozkłady jazdy
autobusów wywieszone były również w tramwajach linii Bytom – Miechowice,
ponieważ nie stanowiły dla tramwajów konkurencji.6
W 1916 roku miejskie linie tramwajowe powiększyły się jeszcze o jedną,
czwartą mijankę długości 90 m, wybudowaną na linii I w pobliżu kopalni
Karsten – Zentrum (późniejszej kop. Dymitrow). Budowa mijanki przyczyniła
się między innymi do zwiększenia częstotliwości kursów tramwajów na tej linii
z 15 minut do co 7,5 minuty. Inwestycja ta zwiększyła długość linii I do 5.796 m
torów wraz z mijankami a całość bytomskich linii tramwajowych wyniosła
13.576 m. Pasażerów obsługiwało już 11 wozów motorowych i 5 doczepnych.
W 1926 roku, po poprowadzeniu linii I z Miechowic przez Rokitnicę do
Wieszowy, której budowa ukończona została w końcu 1925 roku, długość torów
wydłużyła się do 12.310 m oraz powiększyła się o piątą na tej trasie mijankę,
klasycznej długości 90 m. Odbiór techniczny wybudowanego odcinka
Miechowice – Rokitnica nastąpił 31 października 1925 roku a z dniem
następnym nastąpiło jego uroczyste otwarcie. Odbiór kolejnego odcinka
5 Tomasz Rzeczycki: Był tramwaj na Celnej… s. 19.
6Nadolski: Przemysław Nadolski: Zarys dziejów komunikacji tramwajowej na terenie obecnego miasta Zabrza (do 1945
roku). (w:) Kroniki miasta Zabrza. Rocznik Muzeum Miejskiego w Zabrzu. Nr 1. Zabrze 2009 s.141.
31
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Rokitnica – Wieszowa nastąpił 19 maja 1926 roku zaś jego uruchomienie
nastąpiło w dniu następnym (20 maja 1926). Z tą chwilą trasa liczyła ogółem
12.760 m, zaś ogólna długość linii miejskich zwiększyła się do 20.531 m. Sieć
bytomskich linii tramwajowych w 1926 roku obsługiwana była przez 14 wozów
motorowych oraz 7 doczepnych.
W roku następnym, na przełomie lata i jesieni 1927 roku, na linii
w Rokitnicy zbudowano dwie kolejne mijanki. Pierwsza umiejscowiona była
przy dawnej Castellengoweg (ul. Szyb Zachodni), zaś druga przy tak zwanym
osiedlu powiatowym (skrzyżowanie z obecną ul. Władysława Andersa).
Ostateczny ich odbiór nastąpił 4 lipca 1928 roku.
W tymże samym 1927 roku I linia tramwajowa Bytom (Rynek) – Wieszowa,
wydłużona została o odcinek prowadzący z bytomskiego Rynku do kopalni
„Bleischarley” (późniejsza kop. Orzeł Biały) przy granicy z Polską, do długości
14.810 m wraz mijankami, których od 1927 na tej linii było już 9. W końcu
tegoż roku ogólna długość bytomskich linii tramwajowych, które obsługiwane
były przez 17 wozów motorowych i 10 doczepnych, wynosiła 22.581 metrów
wraz z 45 mijankami.7 Jednocześnie w związku z zamówieniem
normalnotorowego taboru typu Bremen, w Bytomiu przy ul. Piekarskiej
urządzona została dla potrzeb konserwatorskich i remontowych zajezdnia
tramwajowa.8
Statystyka miasta Bytom za rok 1927 podaje w dwóch zestawieniach
tabelarycznych wykaz sprzedanych biletów jednorazowych oraz biletów (kart)
tygodniowych i szkolnych za lata od 1914 do roku 1926 oraz w miesiącach
styczeń – grudzień 1927 roku. Jest to równoznaczne z ilością przewiezionych
pasażerów tramwajami na Bytomskich Liniach Miejskich (Linia nr I oraz Linia
nr II).
7 Statistisches Handbuch , s. 92, tab.141 Strassenbahn V.
8 Jan Wyrwich: Kronika komunikacji tramwajowej. (w:) Zeszyty Gliwickie. Tom XXIII. Gliwice 1994 s.87.
32
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Częstotliwość kursów bytomskich tramwajów9
Rok
Kursy tramwajów w kierunku …
Karb
z Rynku
Miechowice Wieszowa Dąbrowa
Miejska
Kopalnia
Bleischarley
Wszystkie kursy co …. minut
1913 15 15 – 15 –
1916 7,510 15 – 15 –
1926 7,5 15 3011 15 –
1927 7,5 15 15 15 1512
W 1927 roku przewieziono ogółem 2.760.268 pasażerów z czego na linii nr I
2.039.482 pasażerów, którzy wykupili bilety jednorazowe, zaś na linii nr II
373.542 osoby. Pozostali to osoby z biletami tygodniowymi i uczniowie.13
Śmiało możemy również stwierdzić, że w ówczesnych warunkach, inne
pojazdy mechaniczne nie stanowiły dla komunikacji miejskiej Bytomia
konkurencji, gdy przeanalizujemy dane z tabeli ukazującej ich stan ilościowy
w latach 1925 – 1928 na podstawie poniższej tabeli: 14
9Statistisches Handbuch … s. 92, tab. 141.
10Z chwilą wybudowania mijanki przy kopalni Karsten-Zentrum.
11Przedłużenie linii z Miechowic do Wieszowy przez Rokitnicę.
12Przedłużenie linii Bytom – Wieszowa o odcinek z Rynku do kopalni Bleischarley.
13Zobacz: Aneksy Tabela nr II i tabela nr III.
14Źródło: Statistisches Handbuch der Stadt Beuthen Oberschlesien. 1927 Jahrbuch. 1 Folge. Druck: Oberschlesische Zeitung.
Beuthen O.-S [1929] s. 94 tab. 144.
33
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Ilość pojazdów mechanicznych w Bytomiu
Stan na: 1.07.1925 1.07.1926 1.07.1927 1.07.1928
Pojazdy osobowe ciężarowe osobowe ciężarowe osobowe ciężarowe osobowe ciężarowe
Samochody
Motocykle
211
76
121
–
218
114
88
–
452
383
121
–
499
386
131
–
Ogółem 287 121 332 88 835 121 885 131
Na przełomie lat 1927 i 1928 ceny biletów Obowiązujących za przejazd w
tramwajach komunikacji miejskiej w Bytomiu ukazuje poniższa tabela: 15
Długość stref Ceny biletów w
Reichmarkach
strefy km Bilety
jednorazowe
Bilety
dziecięce
Bilety
tygodniowe
Bilety
szkolne
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11 i 12
= 2.63
= 3.67
= 4.77
= 5.83
= 6.58
= 7.76
= 9.01
= 10.43
= 11.46
= 13,08
0.15
0.20
0.25
0.30
0.35
0.40
0.45
0.50
0.55
0.60
0.10
0.10
0.15
0.15
0.20
0.20
0.25
0.25
0.30
0.30
1.20
1.60
2.00
2.40
2.80
3.20
3.60
4.00
4.40
4.80
4.50
5.00
5.50
6.00
6.50
7.00
7.50
8.00
8.50
9.00
Po latach bytomskie tramwaje w dalszym ciągu fascynują, nie tylko
pasjonatów historii tego środka lokomocji, lecz również i artystów plastyków.
Duża zasługa i w tym, że na co dzień, nie tylko mieszkańcy, lecz również rzesze
przyjezdnych gości ma okazję w Bytomiu do kontaktu z zabytkowym wozem
15Źródło: Statistisches Handbuch der Stadt Beuthen Oberschlesien. 1927 Jahrbuch. Beuthen O.-S [1929] s. 92, tab. 140.
34
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
motorowym linii 38 poruszającym się ul. Piekarską, który niczym wehikuł czasu
przenosi nas w dawno mienione czasy.
Magdalena Kuźniak „Bytom Rynek”, 2012. akwarela.
Bernard Szczech
35
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
36
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Instytut Pamięci Rodzinnej Franciszka Wieganda
Klienci ojca a moje refleksje
W czasie wojny pierwszeństwo w obsłudze klientów poza kolejnością
mieli wojskowi z frontu. Polacy powinni być obsługiwani na końcu. Ponieważ
byli sprytni i zaradni, mieli swoje metody i atrakcyjny towar wymienny,
składający się głównie z artykułów żywnościowych, często udawało im się
skrócić oczekiwanie.
Ojciec nie był zwolennikiem reżimu hitlerowskiego i nie należał nigdy do
żadnych organizacji politycznych. Na ścianie w warsztacie prowokująco
i bardzo ryzykownie powiesił nawet mały obrazek w oszklonej ramce
z wizerunkiem goryla. Każdy mógł się domyśleć, że chodzi o fuhrera. Oficer,
który pewnego razu przyszedł z naprawą zegarka, zauważył wiszący obrazek,
trafnie dopatrzył się prowokacji i kazał natychmiast zdjąć ten portret i zapewnił
że jak jeszcze raz to zobaczy wyciągnie odpowiednie konsekwencje.
Po wyparciu wojsk niemieckich, nowymi klientami byli żołnierze
radzieccy. Oni – ma się rozumieć, za naprawy zegarków nie płacili, ale
w zamian przynosili z sąsiedniej rzeźni, nawet połówkę świni. Nie raz rozsiadali
się wygodnie i długo i szczegółowo opisywali warunki jakie u nich na
wschodzie panują. Moja matka też chciała ich częstować chlebem z masłem, ale
oni nie chcieli masła tylko wskazywali na pudełko z biała pasta do butów,
a zazwyczaj mieli swoje jedzenie. Po wojnie, gdy nastała nowa władza,
przychodzili z naprawami przede wszystkim miejscowi klienci i z najbliższych
okolic. Ponieważ Tarnowskie Góry były miastem kolejarzy i stacjonowały tu
dwie jednostki wojskowe, to wśród klientów przeważali kolejarze (raczej ci
zamożniejsi – maszyniści) i oficerowie.. Często zatrzymywali się na dłuższe,
przyjacielskie rozmowy. Ojciec zawsze posługiwał się językiem niemieckim
lub gwarą śląską. Niektórzy znali język niemiecki, ale niepoprawny akcent, lub
kaleczenie mowy zdradzało, że pochodzenie ich nie jest miejscowe, wtedy
zazwyczaj pytał – chodziliście do szkoły niemieckiej? Jak nie chodził, to znaczy,
że był przybyszem.
37
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Przy warsztacie ojciec zawsze siedział przy tak zwanym szymlu (krzesło
bez oparcia). Podobne krzesło dla klientów stało obok. W trakcie dłuższych
pogawędek klienci palili papierosy i gasili je na kuchennym kaflowym piecu.
Zauroczony tym majestatycznym puszczaniem dymków, sam chciałem tego
doświadczyć, dlatego w czasie nieobecności rodziców, skrycie robiłem skręty
z pozostawionych sztomli (niedopałków ). Ale nakrył mnie z papierosem ojciec
i bez słowa jakiejś nagany na drugi dzień sprezentował mi woreczek tabaki
i fajkę. Bez zbędnych komentarzy powiedział: „ jetzt kanst du rauchen wiefill
du wilst” ( teraz możesz palić ile zechcesz). Teraz ja majestatycznie oddałem się
rozkoszy tak jak to widziałem u palaczy. Dymki puszczałem z przyjemnością,
ale wymioty już takie nie były. Od tego momentu jestem z tego nałogu
wyleczony na zawsze. Ojciec nigdy nie pił i nie palił, w całym moim życiu nie
widziałem go pijanego i nie słyszałem przekleństw. Dlatego po niemiecku nie
potrafię zakląć. Przestrzegał mnie przed nałogami i niewłaściwym
zachowaniem. Odradzał gry w karty na pieniądze. Opowiadał, że znał ludzi,
którzy przegrali w karty całe majątki. Podobno też wujek Pałlek był w takiej
dramatycznej sytuacji , że musiał ratować się ucieczką, bo zanosiło się na
karcianą bójkę, w której mógłby nawet stracić życie. Ojciec zawsze jadł na
stojąco przy bifeju i to spore ilości mięsa lub kiełbasy, bo przecież
sąsiadowaliśmy z rzeźnią. Kiedyś podczas takiego posiłku mi się zwierzył i po
krótkim zastanowieniu powiedział – wiesz chyba w sumie przez cale życie
zjadłem może wagon mięsa.
Ale też potrafił delektować się suchym chlebem. W tym akurat momencie
przyszedł do warsztatu żebrak i poprosił o trochę jedzenia. Było widać jak
przyglądał się i taksował grubą sylwetkę ojca i na pewno spodziewał się, że
dostanie coś treściwego. Ojciec bez wahania poczęstował go suchym chlebem.
On zdziwiony, powiedział – a wom to smakuje?
38
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Wnętrze warsztatu zegarmistrzowskiego Franciszka Wieganda – od niedawna przekształcone w prywatne
muzeum
Bardzo często przychodzili do nas ludzie po prośbie lub w potrzebie.
Szyld „Zegarmistrz” przyciągał. Jak dziś pamiętam jedną scenę. Przyszedł
klient, ułomny z garbem i sprawiał wrażenie mocno wierzącego. Obserwowałem
tą scenę razem z rodzicami w warsztacie. Ten klient miał nietypową prośbę. Na
wstępie wyjaśnił, że jako praktykujący katolik, również chce przez swoje życie
przejść w cierpieniach tak jak Pan Jezus. Dlatego prosi, żeby ten gruby łańcuch,
który pokazał, założyć mu bardzo ciasno na nadgarstek ręki. Matka z ojcem
starali się mu wyperswadować, że to jest niebezpieczne dla życia. Matka długi
czas mu tłumaczyła, że to spowoduje zatrzymanie przepływu krwi do kończyn
ręki i może się źle skończyć. Mimo wszystko nadal nalegał, aż w końcu ojciec
zgodził się założyć na przegub ręki ten łańcuch, jednak z większym luzem.
39
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Obserwacja klientów ojca była dla mnie ważnym wydarzeniem i nauką.
Przechowuję w pamięci wiele takich wizyt. Wspomnę o jednej: Ojciec
wychodził akurat do piekarni. Ze schodów z pierwszego piętra schodził starszy
pan i zwrócił się do ojca po niemiecku: czy ty jesteś Richard Wiegand? Ojciec
odpowiedział- tak, to jestem ja we własnej osobie.
Potem dalej prowadzili rozmowę, ale ciągle ojciec nie wiedział z kim
rozmawia. Nie przeciągając opowieści powiem tylko, że twierdził dalej, że
w Niemczech dobrze mu się powodzi, posiada dwie emerytury: jedną
przedwojenną z Oberschlesien i jeszcze niemiecką. Jego opowiadania były
poruszające, ale ojciec ciągle nie wiedział z kim rozmawia. Podczas dalszej
rozmowy ciągle nawiązującej do przeszłości, rozmówca starał się przytoczyć
fakty, które mogą pomóc przypomnieć ojcu jego sylwetkę z tamtych
młodzieńczych lat i zapytał czy ty pracowałeś u Sucheckiego; tak, a czy znałeś
takie przezwisko Bubuś tak – wtenczas ojciec skojarzył – a to ty jesteś. Dalsza
rozmowa toczyła się w warsztacie i ciągle krążyła wokół wspomnień sprzed
50 laty. Pragnął przed śmiercią jeszcze raz zobaczyć swoje miasto rodzinne
„ Tarnowitz”. Nie znał języka polskiego, ale dobrze sobie w Polsce radził, bo
między innymi odwiedził Szkołę Podstawową nr 1, do której uczęszczał.
Poprosił kierownika szkoły, żeby mu pozwolił wejść do jego klasy i usiąść
w ławce szkolnej w której dawniej siedział.
Szczególny gość przyszedł do ojca kilka lat po wojnie. Pamiętam jego
charakterystyczny chód (miał jedną drewnianą nogę) i jego zapytanie ze
śpiewnym wschodnim akcentem: „A będzie pan wiedział od kogo ten zegarek?”
Ojciec nie odwracając się, spokojnie odpowiedział: „Nie zapomina się ludzi,
którzy mnie chcieli wsadzić na rollwaga do wysiedlenia”. Klient jak niepyszny
odwrócił się i wyszedł. Najchętniej zrobiłby to bardzo szybko, jednak sztuczna
noga nie pozwalała mu na to. Mogłem więc ze schodów oglądać jego minę.
Inna historia dotyczyła sąsiada mojej teściowej pana Lepiarza. Warto tu
wspomnieć, że pełnił on różne odpowiedzialne stanowiska. Nadmienię też, że
robił sam nalewki z pływającymi w nich płatkami, podobnymi do złotych w
„Goldwasserze” . Z tym, że płatki jego były ze srebra. W wolnych chwilach
eksperymentował ten swój „wynalazek” i nawet mnie tym częstował.
Zapewniał, że tego nikt nie robi i ma zamiar to opatentować. W latach
40
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
pięćdziesiątych ubiegłego wieku on, pan Lepiarz przyszedł do mojego ojca,
zapytać czy czasem nie zostawił tu zegarka do naprawy. Ojciec go zapytał,
kiedy to było. No chyba jeszcze przed wojną. Ojciec upewnił go, że u nas nigdy
nie był klientem.
Także ciekawy był klient przyjeżdżający do nas rowerem nazwiskiem
Klucznik. Zdarzało się, że był u nas nawet kilka razy w tygodniu. Był już na
emeryturze, miał czas i dlatego zajmował się łowieniem ryb, rakami i także
uwielbiał zbierać grzyby. Zamiast zapłaty za usługi przynosił wspomniany
towar. Pamiętam pełny koszyk raków, które wysypał na podłodze w warsztacie.
To było trochę szokujące, tyle raków w życiu nie widziałem.
Na odmianę w każdy piątek przychodziła pani Mucka z Ożarowic.
Handlowała towarem z własnego gospodarstwa jak; jajka, sery, mleko,
śmietana, a przy okazji zdarzało się przynieść od znajomych zegarki do
naprawy.
Za nami mieszkał na ul. Starej pan „Grala Pu” tak dzieci na niego mówili.
Przyniósł budzik do naprawy. Przy odbiorze ojciec tłumaczył mu, że budzik nie
był popsuty, jedynie te karaluchy, co w środku mechanizmu były, spowodowały
jego zatrzymanie. Matka z ciekawości pytała go jak do tego doszło. Pan Grala
Pu nie był tym zdziwiony, ponieważ w jego domu jest ich pełno, nawet
w mleku pływają, ale jego żona to przecedza je przez sitko.
Kolejny, też ciekawy przypadek: klient za naprawę zegarka przyniósł
zabitego królika już wymoczonego w maślance i gotowego do pieczenia. Ojciec
coś przeczuwał, bo wiedział, że klient mieszka na uboczu wsi, dlatego łatwo
mógł zamiast królika zabić kota. Ale matce nic nie mówił, dopiero po dłuższym
czasie powiedział o jego przypuszczeniach z tym niby królikiem.
W lesie w okolicach Pniowca mieszkał pan Kocot, do którego przylgnęła
nazwa partyzant. Uważam bardzo trafnie, bo miał w domu skryte wiele
rodzajów broni, którą używał w kłusowaniu. Często przynosił do nas świeżo
upolowaną zwierzynę.
Dużo opowieści nasłuchałem sie od znajomych i kolegów ojca z ich
przeżyć wojennych, które słuchałem z wielką uwagą. Często takie zdania
41
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
słyszałem, że wojna jeszcze się nie zakończyła i za niedługo znowu tu przyjdą
Niemcy z Amerykanami. Inni opowiadali swoje niesamowite przeżycia
z frontu. Kilka razy słyszałem o tragicznych wydarzeniach w Katyniu
i o zamordowaniu takiej ilości żołnierzy polskich przez Rosjan. O dalszych
bestialstwach Rosjan w obrębie Lwowa opowiedział szeptem pan Kubecki,
który dla potwierdzenia tego przekazu dołączył przez siebie zrobione zdjęcia.
Wspomniał iż Rosjanie zagnali ludzi do wnętrza kościoła i potem żywcem ich
spalili. Zwłoki dzieci pod wpływem wysokich temperatur były napuchnięte.
Naturalnie zdjęć ja nie widziałem, bo skrycie pokazał je tylko ojcu.
Inny kolega ojca opowiedział historię, która wzbudziła moją wyobraźnię,
bo była przedstawiona bardzo obrazowo i w szczegółach. Opisał najpierw
kolumnę czołgów jadących wysoko w górach nad przepaścią po skalistej
wąskiej drodze. Gdy któryś z przodu uległ awarii i zatarasował pozostałym
drogę, to za nim stojący spychał go do przepaści. Tym sposobem odblokował
zatarasowaną drogę.
Teraz przedstawię moją ulubioną opowieść byłego żołnierza AK,
a zarazem dobrego znajomego ojca, który służył pod dowództwem
feldmarszałka Rommla w Afrika Korps. Po jednym z apeli przyszedł oficer
i szukał 10 chętnych, odważnych i doświadczonych żołnierzy –motocyklistów,
którzy mieli pokonać olbrzymią – 1000 kilometrową trasę po pustyni. Znajomy
opisywał trudy trasy i wykruszanie się ochotników, którzy już na początku
błagali o pozwolenie powrotu do bazy. Słuchałem tego jako młody chłopak,
zauroczony motorami i jazdą motocyklem i z niejaką pogardą odnosiłem się do
tych „słabeuszy”.
60 lat później mogłem się przekonać o jeździe po pustyni. Prowadziłem
quada po Pustyni Synaj z grupą innych turystów i pod okiem instruktora. Piasek
pustyni był ubity niczym beton. Napotkaliśmy kilka osad Beduinów.
W namiotowych domach gospodarze oferowali bardzo słodką herbatę lub zimne
piwo. W tych namiotach bardzo dokuczliwe były jedynie uporczywe muchy,
które tylko nami się zajmowały. Naszego przewodnika zapytałem, dlaczego te
muchy na niego nie siadają? On krótko to skwitował: bo one mnie znają.
Zaledwie po krótkiej przerwie na odpoczynek, nie sposób było wsiąść na
rozgrzane promieniami słońca siedzenia quadów. A pomyśleć, że jeszcze do
42
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
pokonania mieliśmy kolosalny odcinek drogi powrotnej liczący 30 kilometrów.
Prawie całą drogę trzymałem nogi w górze, prawie na kierownicy, bo spod
rozgrzanych cylindrów gorące powietrze okropnie parzyło. Na chwilę cała grupa
kładów zatrzymała się, żeby zobaczyć na pustyni parę mizernych krzaków. To
była dla nas pewna pułapka. Wokół nich znajdowały się kolczaste czernie. Były
bardzo niebezpieczne i jedna Rysiowi przebiła but na wylot i weszła do nogi.
Nie sposób było ją wyjąc. Dopiero młodemu przewodnikowi egipskiemu w jakiś
sposób udało się tę kolczastą czerń wyjąć. W pobliżu panowały same
niedogodności, żadnej wody, żadnych drogowskazów, jedynie palące słońce.
Wróciłem pamięcią do opowiadania kolegi ojca. Mogłem sobie wyobrazić
na jakie warunki skazywali się ochotnicy z AK. A przecież wojenny motocykl to
nie czterokołowy quad.
Teraz parę słów o moich klientach. Nigdy nie zapomnę wizyty
ówczesnego kierownika Szkoły Specjalnej w Tarnowskich Górach. Poprosił
mnie o przyjęcie pewnego pana z Niemiec interesującego się bardzo zegarami.
Po niedługim czasie zjawił się u mnie ten pan, który rzeczywiście wiedział
bardzo dużo o zegarach. Rozmowa toczyła się w języku niemieckim więc
mogliśmy sobie wiele naopowiadać. Przede wszystkim zdecydował się on na
kupno jednego zegara astronomicznego. Był z transakcji bardzo zadowolony
i z tego powodu dał 100 euro i prosił mnie, abym tą kwotę przekazał
kierownikowi na potrzeby szkoły specjalnej.
Również ciekawa i trochę szokująca historia zdarzyła się z klientem, który
przyniósł zegarek ręczny marki „Poliot” mocno zniszczony. Obejrzałem ten
zegarek i stwierdziłem, że w takim stanie nie warto w niego inwestować. Ale nie
powiedziałem tego wprost, jedynie zaznaczyłem, że koszt będzie dosyć wysoki
i niech się zastanowi czy warto go naprawiać. O dziwo on powiedział – cena nie
gra roli. To mnie zainteresowało dlaczego mu na tym zegarku tak zależy.
Wyjaśniłem, że u nas te zegarki są popularne i to nie jest w żadnym wypadku
jakiś rarytas. On z kolei opowiedział dlaczego mu na tym zegarku tak zależy.
Wybrał się z zegarkiem do pracy w polu. Na skutek nieszczęśliwego wypadku
traktor kołami przejechał mu po brzuchu. Przez tydzień leżał bez świadomości
i bez nadziei. Wraz z tym właśnie zegarkiem. Poniekąd był towarzyszem tej jego
największej niedoli i nie może go teraz po prostu wyrzucić.
43
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Zegarek Drechslera
Lubiłem stać z boku warsztatu ojca i podglądać jego ruchy i nawyki,
a równocześnie śledziłem jego zachowanie podczas przyjmowania zegarków do
Pan Franciszek i Pani Maryla z synem
naprawy. Dobrze zapamiętałem te szczególne przypadki z zegarkami złotymi
wyższej klasy. Wówczas ojciec odrywał wzrok od zegarka, którego koszty
naprawy skrupulatnie i uważnie taksował klienta. Zapewne jego dociekliwość
sprowadzała się do tego, z kim ma do czynienia i co ta osoba sobą prezentuje,
skoro stać ją na tak kosztowny zegarek. Do takich przypadków należała wizyta
pana Drechslera, szefa weterynarii w rzeźni, który przyniósł złoty kieszonkowy
zegarek Glashute Lange &Shone z zamiarem sprzedania go za kwotę 3000zł,
które potrzebne było mu na leczenie córki w Anglii, niedomagającą na chorobę
Heinego-Medina. Ojciec długo przypatrywał się temu zegarkowi, a pan
Drechsler w tym czasie opowiadał, że zegarek dostał od biskupa (ja
44
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
zrozumiałem, że członka rodziny), który długo przebywał w Jerozolimie i od
którego ma jeszcze inne prezenty. Chociaż trudno było mu się rozstać z tym
zegarkiem, ale pieniądze są mu bardzo potrzebne. Ojciec ostatecznie nie kupił
tego zegarka. Ale po jakimś czasie ponownie przyszedł pan Drechsler
z zegarkiem przerobionym na ręczny w kopercie aluminiowej nazywanej
potocznie pasówką. Ojciec wyraźnie był niezadowolony i powiedział mu, że
dokonał profanacji. Pan Drechsler to zignorował, bo był zadowolony, ponieważ
w Bytomiu dostał za samo złoto 5000zł i tabliczkę czekolady. Po wielu latach
z całą pewnością, zaraz po śmierci mojego ojca to jest po 1980 roku
przypomniałem sobie tę historię z zegarkiem i postanowiłem pójść do pana
Drechslera, który mieszkał już na nowym miejscu na ul. Armii Czerwonej
naprzeciw ubezpieczalni. W jego mieszkaniu przypomniałem historię sprzed lat,
która mnie ciągle nurtuje i chętnie bym ten zegarek odkupił. Pan Drechsler
stwierdził, że tego zegarka już nie ma, bo ma go syn we Wrocławiu, ale z całą
pewnością mogę liczyć, że ja go dostanę. Upłynął pewien czas, dostałem list,
w którym krótko w jednym zdaniu było napisane „jak pan nadal chce zegarek to
proszę przyjść”. Od razu pomyślałem, że ktoś zrobił mi jakiegoś psikusa. Ale
z nadzieją ponownie poszedłem i udało mi się kupić zegarek. Długo trwały
poszukiwania koperty srebrnej z innego zegarka, ale wreszcie udało się
dopasować idealnie i skompletować zegarek. Byłem dumny z posiadania takiej
klasy zegarka. Mijały lata i nawet do głowy by mi nie przyszło, że historia
zegarka pana Drechslera może mieć dalszy ciąg. Otóż dzisiaj rano 25. 05.2016
roku była u mnie pani Maryla Drechsler z naprawą starego zegarka Rolex.
Napomknęła iż jest córką pana Drechslera. Natychmiast przypomniałem sobie tę
chwile w warsztacie z ojcem i pana Drechslera, który przyszedł z zamiarem
sprzedania złotego zegarka kieszonkowego Lange &Sohne, by za uzyskane
pieniądze opłacić podróż i leczenie swojej najmłodszej córki w Anglii. Pani
Maryla w międzyczasie zaczęła opowiadać swoją historię: studiowała
w Lublinie na KUL- u, u Karola Wojtyły. Później płynęła z matką statkiem na
operację do Anglii. Mnie natomiast krążyły po głowie zasłyszane przed laty
45
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Pani Maryla, syn i opisywany zegarek
szczegóły dotyczące wizyty u nas jej ojca i wchodząc w słowo zapytałem ją, czy
wie, że pieniądze ze sprzedaży tego zegarka były przeznaczone na jej operację.
Opowiedziałem też historię zegarka, który jej ojciec dostał w prezencie od
spokrewnionego biskupa, ale ona sprostowała, że zegarek był własnością kolegi,
z którym studiował jej ojciec w Wiedniu, a niedługo potem został arcybiskupem
Wiednia, co więcej – był jej ojcem chrzestnym. Franz Konig został
nominowany do godności kardynała i był jedną z ważniejszych postaci
Kościoła. Zegarek połączył nas w jakiś sposób na ten moment i mogłem poznać
niezwykłe losy tej dzielnej kobiety. Dzięki samozaparciu i wewnętrznej
odwadze przeszła operację choroby Heinego-Medina, także stawu biodrowego.
Gdy płynęła po 20 latach tym samym statkiem do Wielkiej Brytanii, zaskoczył
ją kapitan, zapraszając ją do swego stolika. Okazało się, że będąc marynarzem
zamienił parę zdań z sympatyczną dziewczynką udającą się na operację. Nie
mogłem także zrozumieć (ogarniając myślą mój „dobytek”), jak można kilka
46
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
razy zmienić miejsce swego zamieszkania. Pani Maryla zmieniała je 17 razy!
Nie było to trudne, pod warunkiem, że dobytek zmieścić się może w kilku
walizkach. Nie mogę się już doczekać wizyty Pani Maryli u mnie z synem,
któremu chce pokazać ów słynny już zegarek.
Franciszek Wiegand
47
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
48
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
List do córek w Ameryce
Obie moje córki – zadajecie mi podobne pytanie, dotyczące tak zwanego
III Powstania Śląskiego z 1921 roku: „Dlaczego wasz dziadek, którego przecież
dobrze znałyście, brał udział w tym powstaniu, które ja nazywam bratobójczą
walką czy też lokalną wojną domową”?
Według Was, musiał przecież też wiedzieć, tak jak ja, czy Wy teraz, że to
powstanie było Górnoślązakom absolutnie niepotrzebne. Po co więc do niego
poszedł?
Po pierwsze, nie każdy biorący w nim udział po stronie polskiej, znalazł
się w jego szeregach ochotniczo, ze swej własnej dobrej woli. Ci, którzy brali w
nim ochotniczy udział lub byli wręcz jego współorganizatorami jako członkowie
POW (Polskiej Organizacji Wojskowej), też mieli swoje racje ukształtowane
przez polską prasę lub czasem, choć rzadziej, przez księży, będących polskimi
patriotami.
Wielu Ślązaków, zwłaszcza z najbiedniejszych warstw społecznych,
uwierzyło w obietnicę W. Korfantego, że jak tu przyjdzie Polska, to się
częściowo rozparceluje majątki wielkich niemieckich posiadaczy i każdy
bezrolny chałupnik czy wyrobnik dostanie na własność swoją działkę roli i do
tego co najmniej jedną krowę. To dotyczyło biedoty wiejskiej. A robotnikom,
górnikom, hutnikom też obiecywano znaczną poprawę ich bytu, jak nie będą
przez niemieckich przedsiębiorców wyzyskiwani.
Mówię tu o szeregowych uczestnikach powstania, a nie o oficerach,
których większość pochodziła spoza Górnego Śląska, głównie z Poznańskiego,
Galicji i Zagłębia Dąbrowskiego. Tak, że ja nawet do ochotniczych uczestników
tego powstania nie mam żadnych pretensji. Przytłaczająca ich większość była
święcie przekonana, że walczy o słuszną sprawę i zachowywała się poprawnie
nie okradając i nie mordując Niemców, ani nie niszcząc ich dobytku. Lecz jak
do każdego ruchu zbrojnego, tak i do tego przykleiło się sporo szumowin,
mówiąc po Śląsku chacharstwa i ci tym uczciwym powstańcom psuli opinię,
nie tylko na miejscu, lecz i na arenie międzynarodowej.
49
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Tyle o tych, którzy sami, z własnej dobrej woli, czyli ochotniczo poszli do
powstania.
A co do tych drugich, czyli nie ochotników, których było znacznie więcej
w powstańczych baonach (tak nazywano powstańcze bataliony), to opowiem
Wam, moje Córy, jak to było z tym Waszym dziadkiem, jego bratem, czyli moim
wujkiem i pewnym dobrym znajomym z Rusinowi.
Wasz dziadek, a mój ojciec, miał w czasie wybuchu powstania (w nocy
z 2/3 maja 1921 r.) 25 lat. Za sobą 4 lata w armii niemieckiego cesarza na
froncie francuskim. Zasłużył sobie tam na żelazny krzyż, skrzętnie przez całe
lata przechowywany w szufladzie wertika, czyli ozdobnej szafki na bieliznę
i dokumenty.
Po powrocie z wojny pracował jako górnik na kopalni „Buchacz”
w Radzionkowie-Rojcy, a mieszkał w Boruszowcu. I tam go zastało to
powstanie. Jego początek w rejonie tarnogórskim wyglądał tak. Grupa członków
POW z rejonu tarnogórskiego została parę dni wcześniej wezwana na zbiórkę do
lasu w okolicy Świerklańca i Nowego Chechła. Tam im zakomunikowano, że
nadszedł dzień powstania. Każdemu przydzielono odpowiednie zadanie.
Wyglądało to mniej więcej tak: komendant wzywał do siebie 3-4 uczestników
i przekazywał im co następuje: Ty, Hubert, jesteś z Boruszowca i znasz się tam
dobrze. Tu masz do pomocy dwóch chłopców z Hanuska i jednego ze Strzybnicy.
Pójdziesz z nimi „na gmina” w Boruszowcu i powiesz tam, że od teraz wy tam
bydziecie rządzić, bo jesteście przedstawicielami polskiej władzy, która od teraz
na Górnym Śląsku będzie panowała. Każcie sobie wydać spis poborowych
i rezerwistów, czyli wszystkich zdrowych „młodzioków” od 18-go roku życia. Na
jego podstawie roześlijcie im wszystkim powołania do polskiego powstańczego
wojska. Z tym powołaniem mają się tam a tam stawić. Kropka.
I takie powołanie dostał zaraz na początku powstania również mój ojciec,
a Wasz dziadek. Wychowany na pruskiej dyscyplinie, urzędowe pismo
potraktował poważnie i poszedł do Rept, gdzie go skierowano. Tam większą
ilość, podobnie jak on zaciągniętych, ulokowano w wolno stojącej stodole
między Reptami a Tarnowskimi Górami. Te jeszcze nie były przez powstańców
zajęte, podobnie jak Bytom, Gliwice, Zabrze czy Katowice. Celem tego
50
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
oddziału było zajęcie Tarnowskich Gór, lecz nie było to łatwe, bo miejscowy
niemiecki „Selbstschutz” (samoobrona) trzymał się dzielnie i powstańców do
miasta nie wpuszczał. Tak to trwało przez parę dni, aż pod tarnogórski dworzec
przyjechał z Poznańskiego pociąg pancerny uzbrojony w dość ciężkie armaty.
Dowództwo tego pociągu postawiło władzy miejskiej ultimatum – albo do tej
a tej godziny miasto poddadzą, albo swoją artylerią zaczną ostrzeliwać jego
centrum z pięknymi domami, sklepami i magazynami. No i rada miejska
zdecydowała się na kapitulację. I wtedy dopiero ten dziadkowy oddział
powstańczy ruszył od Rept ulicą Gliwicką do miasta. Zajął je bez jednego
strzału. O ile sobie dobrze przypominam, to chyba ich dowódca nazywał się
Józef Cebula.
Gdzieś w połowie lat 60-tych „nagrałem” ojcu, czyli Waszemu dziadkowi,
spotkanie w siedzibie tarnogórskiego ZBOWiD-u (Związek Bojowników
o Wolność i Demokrację), do którego włączono parę lat po wojnie również
Związek Weteranów Powstań Śląskich. Ojciec spotkał się tam z członkiem
zarządu, który był odpowiedzialny za sekcję powstańców śląskich, gdyż chciał
się wystarać o tzw. „dodatek powstańczy” do swojej skromnej renty. A że była
ona skromna mogę Was zapewnić, bo nie zaliczono do niej ani przedwojennych
czyli polskich, ani wojennych, czyli niemieckich lat pracy.
Towarzyszyłem ojcu na to spotkanie i byłem przy ich rozmowie obecny.
Okazało się, że należeli do tego samego oddziału. Powspominali wspólnych
znajomych i ten ich pobyt w owej stodole pod Reptami. A potem wejście do
Tarnowskich Gór, po ich kapitulacji. Brzmiało to mniej więcej tak: Pamiętasz
Franek jako wtedy w mieście panowała cisza? Wszystkie drzwi, okna, żaluzje
były pozamykane, a na ulicach ani człowieka. Oni się boli, że my ich może
powybijamy, a my o tym ani nie myśleli.
Ojciec na to: No tak, nie dziwota, tak ich nastraszono. Ale już na drugi
dziyń pierwsi zaczyli z domów wychodzić. Przeca my do nich nic nie mieli.
No i naturalnie ów rozmówca potwierdził dziadkowi jego udział
w powstaniu i dostał ten skromny dodatek powstańczy do renty. A później
jeszcze awans na porucznika. Przyznawano go wówczas byłym powstańcom
„hurtowo”.
51
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Ojciec miał też brata, 5 lat młodszego. Nazywał się Karlik. Ten już na
wojnie światowej nie był, bo jak się skończyła miał 17 lat. Nie miał więc
w sobie wiele z pruskiej dyscypliny. W czasie powstania miał 20 lat i też dostał
powołanie do powstańczego wojska. Była to jednak dusza dość rogata i nie
poszedł się zgłosić tam, gdzie mu kazano. W domu powiedział jego ojcu, czyli
memu staroszkowi i siostrom, że on tam na żadne powstanie nie pójdzie, bo on
się z nikim bić nie chce. Dziś by go nazywano pacyfistą.
Skoro on nie poszedł, to za parę dni przyszło kilku do niego, po niego. Jak
mi ciotki, jego siostry, Anna i Marta wielokrotnie opowiadały, naprały mu po
pysku, nakopali do d… i Karlik Musioł z nimi pójść. Na tym się opowieść nie
skończyła, bo ja, mały, dociekliwy szkrab, dopytywałem się, co było z nim
dalej. Otóż ci z gminy nie byli za niego pewni, więc go do żadnego baonu
powstańczego nie wysłali, tylko zostawili u siebie na swe miejscowe potrzeby.
52
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
W Boruszowcu była duża, nowoczesna fabryka prochu, później
przeobrażona na fabrykę papieru. Potrzebowała ona dość dużo wody i tę
pompowano z potoku, zwanego Stołą. Pompy znajdowały się w małym
budyneczku niedaleko mostu drogowego nad Stołą. Nazywano go stawidłem.
A ponieważ dowództwo powstańcze obawiało się akcji sabotażowych ze strony
Niemców, więc wszystkie fabryki i urządzenia pomocnicze były przez nich
pilnowane. Również owa pompownia (stawidło), bo bez wody by fabryka nie
mogła funkcjonować. Pilnowało ją więc zawsze dwóch wartowników: jeden
w środku wypoczywał, a drugi chodził dookoła z biało-czerwoną opaską na
ręce i z karabinem na ramieniu. Jednym z nich był mój wujek Karlik. To byłoby
nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że miał on na ramieniu „flinta bez zamka”.
Po prostu miejscowy dowódca nie był go zbyt pewny, więc mu wyjęli zamek
z karabinu. A z szosy było widać tylko wartownika z karabinem i to starczyło,
aby potencjalnego „sabotażystę” odstraszyć. I tak pacyfista wujek Karlik
zaliczył powstanie. Niestety nie miał takiego szczęścia w drugiej wojnie
światowej. Zginął w szeregach Wehrmachtu.
Drugi przypadek odmowy udziału w powstaniu znam z Rusinowic,
w powiecie lublinieckim. Mieszkaliśmy przez 2 lata u państwa Józefa i Marii
Sowów. W czasie powstania miał on 23 lata, tak że zdążył jeszcze wziąć udział
w końcowej fazie pierwszej wojny światowej. Naturalnie w armii niemieckiej.
Jak powstanie wybuchło, to go też wezwano do powstańczego wojska. Lecz
Józef był wtedy bardzo zakochany w Maryjce. Jak mówił: „My się mieli bardzo
ku sobie”. Uradzili z Maryjką, że on się skryje w lesie, do którego było z 5-7
minut drogi przez pola. Zabrali więc na furmankę, niby to jadąc do roboty na
pole, parę koców, siennik, czyli po Śląsku sztrołzak, stary mantel (płaszcz),
mały zygówek (poduszkę), konewkę wody, chlyb i trocha wyndzonki. I poszli
szukać największego, najbardziej rozrośniętego świerku, pod którym mu
Maryjka naścieliła. Potem co drugi dzień mu donosiła jedzenie i picie. I tak
przeżył powstanie. Za 9 miesięcy po powstaniu urodziła się ich córka – Truda.
Zdążyli się jeszcze wcześniej pobrać, bo tego jeszcze wtedy przestrzegano.
53
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
To, że do powstańczego wojska zaciągano przymusowo również w innych
powiatach, wiem też od mego wujka Petra Trybusa, który pochodził
z rybnickiego. A moja prababka z powiatu gliwickiego też to potwierdzała.
Henryk Sporoń
(List drukowany w nr 5 (31) „Ulicy Wszystkich Świętych” z 29.V. 2002 r.)
54
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Nakło. Panowie
Na północ od Orzecha i Bobrownik otwierała się wielka niezamieszkała
przestrzeń. Wyróżniał się dość stromy garb rozciągnięty na pół mili z zachodu
na wschód, pomiędzy cieniutkim strumyczkiem mającym swe źródła na
bobrownickim wzgórzu i rzeką Brynicą. Żyzne wybrzuszenie zajmowały
puszczańskie dęby przemieszane z bukami, z dodatkiem jodeł i jaworów. Ale na
północ od garbu, na granicy dzisiejszego Nowego Chechła, gdzie polodowcowe
piaski wyściełały obniżenie Małej Panwi, zaczynało przybywać świerków, sosen
i brzóz. Garb rozcinała na pół dolinka, którą ze wschodu na zachód podążał inny
strumyk, by połączyć się z bobrownickim. Brzegi strumienia porastała trzcina
i krzaczaste wierzby, ponad nie wystrzelały pojedyncze wiązy i olchy. Było
mokro i grząsko.16
Taki mniej więcej krajobraz zastał gdzieś w średniowieczu rycerz, ów
pierwszy pan tej ziemi, bądź jego zaufany wysłannik. W narożniku u zbiegu
dwóch strumieni rycerz postawił drewniany zameczek, tuż obok zabudowania
dworskie. Początek większego folwarku, tak zwane allodium miało zapewne
około sześciu łanów. Na wschód od pańskiej siedziby kolejne łany dla siebie
wydzierali puszczy wolni chłopi.
Literacki opis pobliskiej doliny Brynicy, przylegającej od wschodu do
garbu, na którym założono Nakło i Chechło, znajdujemy na samym początku
powieści „Biała pani na Świerklańcu” Heinza vom Hagen dedykowanej księciu
Gwidonowi Henckel von Donnersmarck17: „To było w żniwnym miesiącu
sierpniu roku 1359. Na stalowoniebieskim niebie płonęło słońce i słało swoje
gorące promienie ku spłowiałym od żaru pastwiskom nad Brynicą. Tam
pstrokate krowy swobodnie i gnuśnie szukały sobie trawy albo gromadziły się w
cieniu potężnych dębów i buków na zboczach wzgórz otaczających długi pas
16Anno Domini 2014 strumień ów zaczyna się (wypływa z rury) za kościołem przy szosie do Tarnowskich Gór
i cały rok toczy szaroniebieskie ścieki, które całkowicie wsiąkają w Janaskę inaczej Tyrolową Łąkę pomiędzy
Nowym Chechłem i Zalewem. Tylko podczas dużych opadów część wody, wówczas już przezroczystej, płynie
dalej.
17Heinz vom Hagen „ Die weiẞe Frau von Neudeck”, 1917.
55
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
łąk.” Wzgórza na lewym brzegu Brynicy to współcześnie okolice Sączowa
i Wymysłowa, na prawym brzegu mamy najpierw styczność z „naszym”
garbem, trochę dalej, z biegiem rzeki, wznosi się Kozłowa Góra.
Mokry, błotnisty teren, miejsce nad wodą, także zakręt rzeczny to według
niektórych specjalistów od językoznawstwa historycznego dawne nakieł lub
nakło, zaś po czesku nakel i nakli oznacza m.in. mokre, błotniste miejsce, albo
to, co rzeka naniesie na brzeg, także zakręt rzeczny. Niektórzy próbują wywieść
Nakło od wyrazu kół, co oznaczałoby osadę na kołach czyli palach. Nasze
Nakło, założone przypuszczalnie około połowy XIV wieku, jest chyba
najmłodsze spośród kilku miejscowości o tej samej nazwie. Najsłynniejsze to
oczywiście Nakło nad Notecią (co najmniej od 1091 roku); mamy też bliższych
sąsiadów, mianowicie niedaleko Tarnowa Opolskiego (wieś wzmiankowana
w 1290 roku) oraz Nakło koło Włoszczowej.18
Na północ od garbu rozciętego dolinką jeszcze tylko Żyglin i Żyglinek,
przypuszczalnie rówieśnicy Nakła, znajdowały się w kasztelanii bytomskiej,
potem podniesionej do godności księstwa. Dalej rozciągał się niezamieszkały
pas nad Małą Panwią oddzielający kasztelanię19 bytomską od oleskiej, w skład
której wchodziła pierwotnie także ziemia lubliniecka.
W 1355 roku po śmierci księcia Bolesława cesarz Niemiec i król Czech w
jednej osobie, Karol IV Luksemburczyk, podzielił ziemię bytomską. Część
północna – gdzie już istniały lub wkrótce założono m.in. Nakło i Żyglin –
przypadła księciu oleśnickiemu Konradowi I, południe otrzymali książęta
cieszyńscy Kazimierz i jego syn Przemysław I Noszak. Długo trwało
wytyczanie nowych granic i dopiero 26 stycznia 1369 roku sporządzono
dokument zatwierdzający podział księstwa bytomskiego. Nie ma w nim mowy
o Nakle a jedynie o wsiach położonych20 w pobliżu Radzionkowa i Niemieckich
Piekar na północ od wielkiej drogi łączącej Miechowice z Czeladzią. „Nasz
szwagier [Konrad oleśnicki] powinien także mieć i posiadać tę część ziemi,
18M.in. Henryk Borek „Górny Śląsk w świetle nazw miejscowych”, Opole 1988, s. 51; Aleksander Brückner
„Słownik etymologiczny języka polskiego”, Warszawa 1974, s. 354; Wywód profesora Kazimierza Nitscha
w liście z 1948 roku do księdza proboszcza Jarczyka, w: Musioł „Nakło…”, s. 19-20.
19Idzi Panic „Granice kasztelanii bytomskiej w wiekach średnich”, w: „Z dziejów dzielnic Bytomia”, Bytom
1991, s. 28.
56
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
w której leżą Radzionków i Niemieckie Piekary z wszystkimi wsiami w tej
części położonymi, od wielkiej drogi prowadzącej od Marcinowej karczmy
[Miechowice] aż do Czeladzi, którą to drogą ta ziemia jest podzielona”. Tak
brzmi dosłownie ów niezwykle dla nas ważny fragment (patrz drugi akapit
przypisu cesarskiego dokumentu. Wydaje się oczywiste, iż wśród tych
nienazwanych osad powinna się znaleźć także nasza wieś, ale treść pergaminu
jest bezlitosna: brak w nim nazwy Nakło. I jakiejkolwiek innej poza
Radzionkowem i Piekarami, więc „pokrzywdzone” zostały również inne
miejscowości.
24 czerwca 1481 roku w sporządzonym w Bytomiu dokumencie, dotyczącym
m.in. Stanisława Rudzkiego z Rudy, jako świadek występuje „Stiepan z Nakla”,
Szczepan z Nakła. To absolutnie pierwsza stuprocentowo pewna źródłowa
wzmianka o Nakle i jego właścicielu. Wkrótce ten sam Szczepan,
w towarzystwie m.in. Wrochema z Rept, świadczy jeszcze 27 lipca tegoż roku,
także w Bytomiu. Szczepan jest rycerzem i dziedzicem wsi Nakło. Nie wiadomo
którym z kolei, trudno także orzec, czy Nakło zawsze było prywatną własnością
rycerską, czy też któryś z przodków Szczepana/Stefana nabył wieś od księcia
albo otrzymał ją drogą nadania za zasługi.21
W 1532 roku zmarł książę Jan Dobry, ostatni Piastowicz na Opolu
i Raciborzu. Wcześniej, prawdopodobnie w 1498 roku, sporządzono urbarz
ziemi bytomskiej, w którym wymieniony został Jan Mokrski, dziedziczny pan
Nakła rodem ze wsi Mokre pod Mikołowem. W tymże22 urbarzu Mokrski
oszacował wartość sprzedażną Nakła na pięćset czerwonych (złotych) guldenów
węgierskich. Mokrski, właściciel prywatnej wsi, ale jednocześnie lennik pana
ziemi bytomskiej zobowiązany był w razie potrzeby służyć swemu panu jednym
zbrojnym na koniu („Dient mit 1 pferde”).
20Grünhagen u. Markgraf „Lehns- und Besitzurkunden Schlesiens”, 1883, Band 2, s. 440: „Auch sal unser
swager daz halb teyl dez dorfes Polenischen Bechkern, daz da leit gen Radinkaw und Babrofnik halb, daz da leit
gen den Bechkern, haben und besiczzen […] Auch sal unser swager daz teil des Landes da Radinkaw und
Dewsche Bechker inne ligent, mit allen dorfern, die in tem teile ligent, von der grosen straz, die da get von
Merteins kraczen bis gen Schelczen, damit daz lant geteilt ist, haben und besiczzen”; także: Musioł “Nakło…”,
s. 21.
21“Codex diplomaticus Silesiae”, Breslau 1865, s. 110, regesty nr 330 i 333.
22Ludwik Musioł “Nakło. Z przeszłości wsi i parafii nakielskiej”, 1965, s. 22.
57
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
W 1602 roku akta tarnogórskie wymieniają Jerzego Nakielskiego, rok
później figuruje tam „Jerzy starszy Nakielski”. Mamy więc ojca i syna, których
nazwisko wywodzi się od nazwy wsi a to oznacza, iż jest to ród już od dawna
w Nakle osiadły.
W roku 1619 właścicielami Nakła są bracia Jerzy i Jan Bizowscy. Kusi
nas tutaj skojarzenie ich nazwiska z niedaleką Bizją, ale pozostawiamy na
uboczu spekulacje na ten temat. Według „Urbarza państwa bytomskiego” każdy
z braci posiadał w Nakle swój folwark, były tu więc dwa folwarki. Jeden,
starszy i większy blisko siedziby rycerskiej, drugi młodszy i mniejszy w Zorogu,
we wschodniej części wsi – o którym wspomina się jeszcze w 1683 roku
w aktach parafii Żyglin – później zlikwidowany. W 1652 roku znajdujemy
kolejne potwierdzenie23 rycerskiej dwuwładzy na obszarze Nakła: wieś jest
w posiadaniu Daniela Starzyńskiego oraz Mikołaja Bielszowskiego
z Bielszowic.
Lata około 1655-1695 to okres wywodzących się z Tyrolu baronów von
Larisch, spokrewnionych z rodem von Fragstein. W 1603 roku Jan Larysz
przypisany został do Naczęsławic24 i Laryszowa. Naczęsławice to inaczej
Nimsdorf niedaleko Głogówka, Laryszów leży za opłotkami Tarnowskich Gór
i nazywał się najpierw Larischhof, Dwór Larysza. Nota bene, jako swoje
gniazdo rodowe podają Nimsdorf także von Fragsteinowie. Oprócz majątków
w okolicach Tarnowskich Gór (jeszcze Lasowice z Sowicami) Laryszowie
posiadali od XVII po XIX wiek dobra m.in. w powiecie lublinieckim (Dzielna,
Kochcice) i oleskim (Sowczyce).
11 listopada 1657 roku żygliński proboszcz chrzci Jana, syna Krzysztofa
i Ewy Laryszów. Imię Jan zapewne na pamiątkę po dziadku, wymienionym
w 1603 roku. To pierwsza informacja z pobytu i panowania rodziny Laryszów
w Nakle. Jan ożenił się około roku 1685 z Ewą Barbarą a w 1686 roku urodziło
im się pierwsze (?) dziecko, po matce także Ewa Barbara. Dziewczynkę
trzymali do chrztu Tomasz Lewandowski i Maria Bargłowa, pensjonariusze
przytułku w Georgenbergu, czyli Miasteczku Śląskim. Łącznie w Nakle
23Bernard Szczech „Dokument Górnośląski 1650-1652”, Zabrze 1998, s. 28.
24AMTG, tom 17, s. 43, 58, 92; tom 40, fol.245, w: Musioł ”Nakło…”, s. 23.
58
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
przyszło na świat dziesięcioro małych Laryszów, bo jeszcze Anna Teresa (1688),
Jan Karol (1689), Zuzanna Zofia (1690), bliźnięta Jerzy Franciszek i Anna
Maria (1691), Elżbieta Jadwiga (1693), Antoni Józef (1695), Karol Maksymilian
(1696), Krzysztof (1702). Jak widzimy, potomkowie są regularnie dwojga
imion, z wyjątkiem ostatniego Krzysztofa. Niedopatrzenie autora notatki? Wola
rodziców? Nie wiemy, w każdym bądź razie pozostałe dzieci podwójnie tylko
mianowane również mogą świadczyć o skromności a przynajmniej o braku
przesady u Jana i Ewy Barbary. Bowiem ówczesna i późniejsza szlachta oraz
kasta urzędnicza za normę uważały przynajmniej trzy imiona a trafiały się
niemowlęta z balastem pięciorga imion. Nakielscy Laryszowie żyli chyba
w dobrej komitywie ze swoimi poddanymi. Ewa Barbara von Larisch, tu
swojsko jako Laryska, regularnie pozwalała się namawiać do roli matki
chrzestnej, może nawet tę funkcję traktowała bardzo poważnie zdobywając
szacunek siodłoków i zagrodników.
17 czerwca 1670 roku, niespełna pół wieku po tym, jak ich ród otrzymał
dobra na Śląsku, bracia Leon Ferdynand i Karol Maksymilian Henckel von
Donnersmarck podzielili się majątkiem.25 Karol Maksymilian otrzymał część
świerklaniecką, Leo Ferdynand bytomską. Pan na Bytomiu znacznie powiększył
swoją posiadłość. Zaczął w 1673 roku od kupna Piasecznej, dziś bardziej znanej
jako Strzybnica, osady z kuźnicą nad rzeką Stołą. Rok później od swego kuzyna
Eliasza Andrzeja z Bogumina nabył majątek Kochłowice.26
6 kwietnia 1695 roku Leo kupił dobra rycerskie Nakło za pięć tysięcy
guldenów reńskich. Sprzedającym był najprawdopodobniej wspomniany przed
chwilą Johann von Larisch, którego z Nakłem kojarzymy jeszcze przynajmniej
do 1702 roku. Być może Donnersmarck pozostawił Larysza w Nakle jako
tymczasowego zarządcę nowego majątku.
27 lipca 1697 roku Leo Ferdynand ma zaszczyt, obok innych
znakomitości (na przykład księcia Radziwiłła), witać elektora saskiego
Fryderyka Augusta I w Piekarach. W piekarskim kościele dotąd luteranin
25Musioł „Nakło…”, s. 24.
26Arkadiusz Kuzio-Podrucki „Henckel von Donnersmarckowie. Kariera i fortuna rodu”, Bytom 2003, s. 41, 53,
56, 61, 81.
59
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Fryderyk August Mocny powtarza ceremoniał przyjęcia wiary katolickiej
(pierwotna, oryginalna uroczystość miała miejsce 2 czerwca w Baden koło
Wiednia), co było warunkiem koronowania go na króla Polski. Po mszy
Donnersmarckowie podejmowali27 gości w Radzionkowie. W listopadzie tego
samego 1697 roku cesarz Austrii Leopold I Habsburg nadaje ziemi bytomskiej
status wolnego państwa stanowego, Freie Standesherrschaft, zaś Leon
Ferdynand posiada odtąd tytuł wolnego pana stanowego Bytomia, Freier
Standesherr von Beuthen. 24 lutego 1699 roku liczący sobie 59 lat Leon
Ferdynand Henckel von Donnersmarck umiera. Pozostawia żonę Julianę
Maksymilianę z hrabiów Coob von Neyding oraz małoletnich synów: Karola
Józefa Erdmanna i Leona Ferdynanda II, którzy – zgodnie z wolą cesarza – mieli
być wychowywani w wierze katolickiej. Leon Ferdynand jako rotmistrz pułku
kirasjerów we Wrocławiu ginie tam w 1714 roku w pojedynku z Gustawem
hrabią von Oppersdorffem. Osiągnąwszy w 1710 roku pełnoletniość jedyny
spadkobierca, Karol Józef Erdmann, już bez pomocy matki-regentki kontynuuje
dzieło ojca znacznie powiększając majątek. W 1718 roku nabywa (właściwie
jego żona Maria Józefa) Bańgów i Siemianowice wraz z tamtejszym zamkiem,
w 1724 roku Przełajkę, w 1725 roku kupuje Radzionków, w 1727 folwark
Segiet, w 1734 część Świętochłowic.
Głowę Karolowi Józefowi zaprzątają nie tylko nowe zdobycze
terytorialne. Musi także bez przerwy pilnować wschodniej rubieży swoich dóbr.
Tutaj przebiega granica pomiędzy państwem bytomskim i miastem Czeladzią
i jednocześnie stykają się Austria z Polską Już na początku swoich rządów,
w 1714 roku, wysłannicy grafa najechali położoną z dala od granicy siewierską
wieś Dąbie, własność Wojciecha Nekandy Trepki, i pod nieobecność dziedzica
wytłukli mu wszystkie szyby w oknach oraz spustoszyli folwark z browarem,
służących zaś poturbowali. W 1726 roku sporządzono akt rozgraniczenia
pomiędzy Księstwem Siewierskim28 i państwem bytomskim hrabiego Henckel
von Donnersmarcka, co jednak nie uspokoiło waśni. Dokładny przebieg linii
27Ks. Józef Knosała „Parafia radzionkowska”, Katowice 1926, s. 239. Autor podaje, że w latach 1680 i 1685
siedzibę właściciela Radzionkowa nazwano jeszcze arx, co oznacza zamek obronny, twierdza. Radzionkowski
zamek miał istnieć do drugiej połowy XVIII wieku.
28Zdzisław Noga „Osadnictwo i stosunki własnościowe w Księstwie Siewierskim do 1790 roku”, w: „Siewierz,
Czeladź, Koziegłowy”, Katowice 1994, s. 169-170.
60
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
granicznej, głównie rzeką Brynicą, utrwalił wówczas na szczegółowej mapie
matematyk Daniel Petzold.
W latach 1740-1742, zwanych później pierwszą wojną śląską, król Prus
Fryderyk II zajął Śląsk przepędziwszy zeń Austriaków. Karol Józef Erdmann,
katolik, zdobył zaufanie Wielkiego Fryca – Hohenzollerna i ewangelika, który
mianował hrabiego nadprezydentem Wyższego Urzędu Rządzącego w Opolu
(Oberamts-Regierung). Jednak w drugiej wojnie śląskiej 1744-1745 hrabia
zmienił front stając się zwolennikiem Austrii, czego mu już Fryderyk nie
wybaczył. Po przegranej Habsburgów Karol Józef Erdmann uszedł do Wiednia.
Zmarł w 1760 roku w Sopron na Węgrzech przeżywszy 72 lata. Jego
skonfiskowane dobra bytomskie otrzymał Leon Maksymilian z protestanckiej
linii rodu.
Prawdopodobnie już w 1747 roku najstarszy syn hrabiego, Franciszek
Ludwik odzyskał skonfiskowane dobra. Wkrótce zakupił położony na
peryferiach Tarnowskich Gór folwark, który na cześć ojca nazwał Karlshof,
Dwór Karola, potem także w polskiej wersji Karłuszowiec. Odtąd, przez prawie
dwa wieki, z tego miejsca zarządzano całym majątkiem bytomskosiemianowickich
Donnersmarcków. Franciszek Ludwik, częściej chyba znany
tylko z drugiego imienia, nie odmawiał udziału w życiu towarzyskim
okolicznych błękitno- krwistych. Na przykład 12 lutego 1765 roku wraz z hrabią
Franciszkiem Tenczyńskim z Byczyny został świadkiem na ślubie szlachetnego
Ludwika Szymońskiego z Kochanowic (powiat lubliniecki) i Antonii primo voto
Wrochem. Co miało miejsce w kościele św. Piotra i Pawła w Tarnowskich
Górach.29
Franciszek Ludwik zmarł w 1768 roku w Halembie. Nie dziedziczył po
nim kolejny wedle starszeństwa brat Karol Jan, być może dlatego, że był
duchownym i na stałe mieszkał w Wiedniu, więc poza Śląskiem. Najmłodszy
z braci, Łazarz III, przebywał – podobnie jak ojciec Karol Józef Erdmann –
w Austrii, gdzie nosił tytuł cesarskiego szambelana i szlify majora. W latach
1756-1763, podczas ostatniego etapu zmagań o Śląsk, zwanego wojną
siedmioletnią, Łazarz III walczył przeciwko Prusom. Ów fakt utrudnił mu
29APTG 1765/Ks. ślubów.
61
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
przejęcie spadku, co nastąpiło ostatecznie w 1768 roku. Łazarz III, od 1793 roku
piąty wolny pan stanowy Bytomia, rezydował w Siemianowicach. Jego dobra
obejmowały ponad 19 tysięcy hektarów ziemi, jedno miasto (Bytom), 23 całe
wsie, jedną częściowo, 18 folwarków oraz dwie kuźnice – w Halembie
i Piasecznej. W 1805 roku małżonka hrabiego, Antonina hrabina Praschma,
kupiła od Leopolda von Larisch majątki Lasowice i Sowice. Jednak rosnąca
fortuna i znaczenie rodu nie ugasiło konfliktu granicznego, który ciągnął się za
Łazarzem od czasów jego siedemnastowiecznych przodków, głównie Karola
Józefa Erdmanna. Przedmiotem sporu był m.in. Las Bibielski, Bibieller Wald,
w którym swój przydział drewna mieli obywatele Georgenbergu a do którego
rościli sobie pretensje także polscy sąsiedzi z Zendka i innych miejscowości
Księstwa Siewierskiego. Włościanie pustoszyli miejskie lasy Woźnik a przy
okazji ścinali drzewa hrabiemu, w związku z czym rząd pruski przysłał mu do
pomocy szwadron huzarów.30
19 sierpnia 1788 roku najbogatszy Henckel miał zaszczyt witać
w Tarnowskich Górach Fryderyka Wilhelma II, króla Prus. Zanim jednak król,
którego głównym celem były Pyskowice, dotarł do miasta gwarków, odwiedził
w Piasecznej hutę swojego imienia, Friedrichshütte. Tam przez ponad godzinę
przyglądał się pracy dwóch wielkich pieców i fryszerek, po czym poprzedzany
asystą ośmiu konnych urzędników górniczych przejechał przez Tarnowskie
Góry udając się do kopalni „Fryderyk”, Friedrichsgrube31, w Bobrownikach.
Tutaj kolejne uroczyste powitanie i hołd oraz chyba największa atrakcja całej
wizyty: cud techniki, słynna machina ogniowa, Feuermaschine, czyli maszyna
parowa.
Hrabia Łazarz III zmarł w 1805 roku w Siemianowicach i pochowany
został w kościele franciszkanów w Bytomiu. W 1810 roku hrabiowskie oraz
jego przodków szczątki przeniesiono do krypty kościoła mariackiego. Majątek
Łazarza III odziedziczył jego najstarszy syn Karol Józef Erdmann, natomiast
tytuł wolnego pana stanowego przyjął kolejny senior rodu Hencklów Erdmann
Gustaw ze Świerklańca.
30Urbarz Georgenbergu/Miasteczka Śląskiego z 1785 roku.
31„Schlesische Provinzialblätter”, 1788, Band VIII., s. 194-196.
62
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Za czasów Karola, w 1806 roku, Napoleon zadał Prusom sromotną klęskę
pod Jenąi Auerstedt. Jednak przegrana nie wywołała obezwładniającej żałoby
ani też bezczynnego32 rozpamiętywania. Prusy otrząsnęły się z szoku i mimo
francuskiej okupacji przeprowadziły serię reform państwa, w tym najważniejsze
dla wsi pociągnięcie: uwłaszczenie stanu chłopskiego. W 1809 roku Karol
wyjechał na krótko do Austrii, gdzie służył jako porucznik huzarów. Cztery lata
później, kiedy wojska pruskie wypowiedziały posłuszeństwo Napoleonowi
i zwróciły się przeciwko niemu, zaciągnął się do 1. Śląskiego Regimentu
Huzarów i otrzymał zaszczytną nominację na adiutanta feldmarszałka Blüchera.
A Gebhard Leberecht von Blücher to był nie byle kto, tylko – wraz z księciem
Wellingtonem – późniejszy sprawca klęski Bonapartego pod Waterloo w 1815
roku. Hrabia Karol nie dożył ostatecznego tryumfu nad znienawidzonym
Korsykaninem. 2 maja 1813 roku został ciężko ranny pod Groß Görschen
w Saksonii i pięć dni później zmarł w Dreźnie.
Jedyny potomek hrabiego Karola, syn Hugo, miał wówczas dwa lata.
Dopiero w 1832 roku został uznany pełnoletnim i odtąd aż do swojej śmierci
w 1890 roku zarządzał ogromnym majątkiem linii bytomsko-siemianowickiej.
Za jego życia dokonała się rewolucja przemysłowa w Europie, w Prusach i na
Górnym Śląsku, ale dla nakielskich chłopów zapewne równie ważne było ich
uwłaszczenie, co przypieczętował akt z dnia 8 lutego 1834 roku z podpisem
hrabiego Hugona Henckel von Donnersmarcka („Uwłaszczeni”).
Oto niektóre z zakładów i innych obiektów tworzących imperium przemysłowe
Hugona:
kopalnie „Hugo” i „Zwang” w Kochłowicach;
„Antonienhütte”, huta „Antonina” w Wirku;
tam też i w pobliżu Kochłowic pola górnicze oraz huty cynku „Hugo”
i „Liebehoffnung”;
wybudowana kosztem 350 tysięcy talarów huta żelaza „Laura”
w Siemianowicach (1839, największy wówczas tego typu zakład w Niemczech);
32Głównym sprawcą klęski był książę Fryderyk Ludwik von Hohenlohe-Ingelfingen, później właściciel
Sławięcic, gdzie zmarł w 1818 roku. Syn Fryderyka i sąsiad Donnersmarcków Adolf von Hohenlohe-Ingelfingen
(1797-1873) nabył dobra koszęcińskie; wybudował pałac, dziś siedzibę zespołu pieśni i tańca „Śląsk”
63
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
„Königshütte”, huta „Królewska” w Chorzowie;
„Hugohütte”, huta żelaza „Hugo” w Sowicach-Czarnej Hucie, dzielnicy
Tarnowskich Gór; tamże od 1876 roku pierwsza w Niemczech fabryka celulozy;
kopalnia „Radzionków”/”Radzionkau”
huta cynku „Łazarz”/ „Lazyhütte”, także w Radzionkowie;
kopalnia rudy żelaza w Bibieli na północ od Miasteczka Śląskiego;
wapienniki w Nakle Śląskim
zakłady metalurgiczne a potem fabryka celulozy w Karyntii (Austria)
Hrabia Hugo kupował dobra ziemskie, budował nowe i restaurował stare
rezydencje. Nabył majątki w Karyntii, m.in. Wolfsberg, oraz Rusovce/Karlburg
na Słowacji (wówczas Węgry), zmodernizował zamek Wolfsberg i wystawił
okazały pałac w Wiedniu.
W 1857 roku zmarła małżonka Hugona Laura von Hardenberg. Po roku
hrabia pojął za żonę młodszą od siebie o 35 lat, także Laurę, von Kaszonyi.
Około 1859 roku na miejscu skromnego pałacyku myśliwskiego stanął w Nakle
prawdziwy pałac, choć nadal nie główna siedziba rodu, lecz tylko letnia
rezydencja. Dokładnie w tym samym czasie Hugo założył w lesie (zwanym
Polskim Lasem) niedaleko Małej Panwi i Woźnik osadę Dąbrowa Wielka, coś
jakby spóźnioną o prawie stulecie kolonię fryderycjańską33.
4 października 1890 roku pozostawiwszy trzech synów Hugo zmarł.
Bracia zarządzali wspólnie odziedziczonymi dobrami, ale każdy zamieszkał
gdzie indziej. Hugo II został lokatorem pałacu w Siemianowicach, Łazarz IV
przeniósł się z Ramułtowic koło Wrocławia do Nakla, zaś Artur osiadł na stałe w
Wolfsbergu.
3 maja 1892 roku w nakielskiej kaplicy zamkowej związek małżeński
zawarli córka Łazarza IV hrabianka Gabriela Henckel von Donnersmarck
i Gustaw Ruffer z Łazisk Średnich. Błogosławił im pastor Schirmeisen
z Bytomia, jako że pan młody był protestantem. Geistlicher Rat, radca
duchowny Schirmeisen został poproszony o ponowne przybycie do Nakła
11 stycznia 1900 roku. Węzłem małżeńskim połączyli się wtedy kolejna córka
33ABO 1859/150.
64
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Łazarza hrabianka Maria i Hans Friedrich Georg baron von Saurma, major
w sztabie Śląskiego Pułku Kirasjerów nr 1 we Wrocławiu34.
Nowa siedziba Łazarza IV była formalnie własnością jego macochy,
drugiej żony Hugona Laury. Po śmierci Laury w 1905 roku bracia sprzedali
spadek po niej z wyjątkiem Nakła. Łazarz IV przebudował pałac m.in.
podwyższając jego wieżę. Wymienił resztę drewnianych zabudowań
folwarcznych na nowoczesne murowane. Dbał o przypałacowy park, gdzie na
jego południowo-zachodnim obrzeżu, jeszcze od czasów Hugona, znajdowała
się słynna na całą Europę stajnia koni wyścigowych. Nieco bliżej zamku stanęła
willa, którą służbowo zamieszkiwał zarządzający finansami hrabiego
Rentmeister, skarbnik. Przeciwległy, północno-zachodni fragment ogrodzonej
murem posiadłości zajmowało ogrodnictwo dostarczające warzyw i owoców na
stoły hrabiów i zwykłych pracowników dworskich.
W 1894 roku naprzeciw ogrodnictwa, po pólnocnej stronie szosy
tarnogórskiej, wyrósł kościół („We własnej parafii” ) ufundowany w całości
przez Łazarza i jego małżonkę hrabinę Marię von Schweinitz. W 1898 roku przy
świątyni stanęło mauzoleum dla rodziny hrabiego. Rok później niedaleko
pałacu, przy ulicy Głównej, zamieszkały siostry boromeuszki. Zwykle
przebywały w Nakle cztery zakonnice. Prowadziły one sierociniec, były
pielęgniarkami, okresowo prowadziły ochronkę i udzielały nakielskim
dziewczętom lekcji gospodarstwa domowego. Podobną placówkę założyli
świerklanieccy Donnersmarckowie. Opiekę nad klasztorem sprawowali kolejni
właściciele Nakła, przede wszystkim zmarła w 1943 roku Wilhelmina, żona
Edwina. W 1924 roku obchodzono ćwierćwiecze powstania placówki
i jednocześnie srebrny jubileusz pierwszej przełożonej domu siostry
Maksymiliany. Na 16 lat zastąpiła ją siostra Fidelia, która odeszła w 1939 roku
do Chorzowa, następnie zakładem kierowała siostra Gemma. W 1925 roku
zezwolono na przechowywanie w domu zakonnym Najświętszego Sakramentu,
ale kiedy pięć lat później wybuchł tam niegroźny co prawda pożar, przeniesiono
Sanctissimum do kaplicy zamkowej. Klasztor istnieje do dziś jako ośrodek
34KAT 1892/38; APN 1900.
65
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
„Caritasu” opiekując się niepełnosprawnymi chłopcami. W 1999 roku nakielskie
boromeuszki uroczyście obchodziły stulecie instytucji.35
Jeszcze przed nadejściem XX wieku hrabia Łazarz Henckel von
Donnersmarck sumą 4 tysięcy marek wspomógł budowę kościoła w Starych
Tarnowicach a kiedyw Radzionkowie pożar pozbawił 60 rodzin dachu nad
głową, kazał rozdzielić pomiędzy swoich pracowników odzież oraz po 400
marek na głowę. W Radzionkowie i Rojcy ufundował ochronki dla dzieci oraz
zadeklarował 200 tysięcy marek plus grunt na budowę kościoła w tejże Rojcy,
jednakże wybuch wojny w 1914 roku i śmierć hrabiego przecięły
urzeczywistnienie tych planów. Wiosną 1906 roku – w porozumieniu z braćmi
Hugonem z Brynka i Arturem z Wolfsbergu – odstąpił kamilianom tarnogórski
Galgenberg czyli Szubieniczne Wzgórze. Tam powstał klasztor i szpital
pomyślany początkowo jako zakład leczenia alkoholików. Hrabia i w tym
wypadku okazał się najhojniejszym spośród fundatorów przedsięwzięcia.
Mierzona dziesiątkami tysięcy marek dobroczynność Łazarza IV nie
kłóciła się zupełnie z postawą dbającego o własne interesy posiadacza. Na
przykład w 1895 roku Hugo II, Artur i Łazarz IV toczyli pojedynek z Bytomiem
o pozwolenie na budowę fabryki kwasu siarkowego i prażalni rudy w pobliżu
Dąbrowy Miejskej. Miasto nie chciało się zgodzić, ale bracia byli ostatecznie
górą po interwencji u władz powiatowych.36
W 1896 roku, aż po ośmiu latach wzajemnych podjazdów, zakończył się
spór pomiędzy Donnersmarckami z Nakła i Świerklańca, także innymi
udziałowcami a gminą Bobrowniki-Piekary Rudne. Chodziło o to, że
poszerzająca swoje pola wydobywcze kopalnia rudy zagarnia stopniowo
pastwiska uważane przez bobrowniczan za swoje. Ostatni, zresztą przegrany,
z placu boju zszedł hrabia Łazarz IV i to dopiero w 1905 roku. Obliczono, że
spod gminnego trawnika wydobył rudy za 60 tysięcy marek i prawdopodobnie
taką sumę musiał oddać. Nie licząc kosztów sądowych w wysokości 4 tysięcy
marek.37
35„Handbuch des Bistums Breslau … für das Jahr 1917”, Breslau, s. 156; Kudelko w: CHN, KUD s. 38 i in.
36KAT 87/1894.
37KAT 123/1896, 91/1905.
66
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Łazarz IV działał w polityce na poziomie śląskim, państwowym pruskim
i ogólnoniemieckim. W latach 1870-1876 głosami wyborców z okręgu
bytomskiego zasiadał w parlamencie pruskim, gdzie reprezentował Centrum,
najpoważniejszą wówczas partię katolików śląskich, której notabene był
współzałożycielem. W 1884 roku kandydując do Reichstagu, a więc parlamentu
Rzeszy, uzyskał w okręgu Bytom-Tarnowskie Góry ponad 70 procent głosów.
Hrabia Lazy IV Henckel von Donnersmarck zmarł 18 grudnia 1914 roku,
niespełna rok po swojej żonie Marii, obok której spoczął w nakielskim
mauzoleum. Gazeta „Katolik”, która potrafiła rozpisywać się obszernie
i rzewnie o każdym swoim całkiem przeciętnym acz długoletnim i utraconym na
zawsze czytelniku (byle nie był zwolennikiem Centrum!), zdołała wykrztusić
tylko tyle: „Pogrzeb hr. Łazarza Donnersmarka zmarłego we Wrocławiu odbył
się tu [tzn. w Nakle] w poniedziałek przed świętami. Pogrzeb odbył się na
życzenie zmarłego bez szczególnej okazałości. W kościele odbyło się uroczyste
nabożeństwo za duszę zmarłego, poczem zwłoki w grobowcu złożono. Było
obecnych około 20 księży, przedstawiciele urzędników i robotników oraz
przedstawiciele władzy politycznej z prezesem regencyi na czele”. Żurnaliści
„zapomnieli” dodać, że zmarłego uznawano wręcz za wzór cnót
chrześcijańskich38, że fundował kościoły i placówki opiekuńcze w swoich
dobrach, wreszcie że był gorliwym katolikiem nie tylko z racji partyjnej
przynależności do Centrum, ale także w życiu prywatnym. Jego współcześni,
kamerdyner Josef Oder, pochodzący z Nakła prokurator Gorol i inni,
wspominali, jak to hrabia Lazy prawie każdego dnia przyjmował komunię
świętą, cały październik chodził na różaniec oświetlając sobie drogę latarnią
a podczas mszy niedzielnej, ku zadowoleniu księdza Marxa, regularnie wrzucał
do koszyczka 20 marek. Zmarły w 1943 roku Oder opowiadał, że hrabia Łazarz
codziennie o 22.00 udawał się do kaplicy zamkowej, gdzie aż do późnej nocy
modlił się w samotności. Czynił to nawet wtedy, gdy miał gości. Po prostu o tej
godzinie uprzejmie się z nimi żegnał.39
38KAT 155/1914. W 1908 roku hrabia Łazarz obchodził złoty jubileusz małżeństwa. Z tej okazji ustanowił
fundusz w wysokości 50 000 marek, z którego procenty przeznaczył na emerytury dla swych robotników oraz na
zapomogi dla wdów i sierot. KAT 1908/100
39KUD s. 145, 161, 162, 163.
67
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Nakielskie dobra odziedziczył urodzony jeszcze w Ramułtowicach jedyny
syn Łazarza IV Edwin. Warto wiedzieć, iż jego otrzymana w spadku fortuna to
nie tylko przemysł ale także 11 417 hektarów lasów, którymi zarządzał
mieszkający w Bytomiu Forstassessor Edler von Braunmühl. Hodowla
i ochrona lasu, gospodarka drewnem, łowiectwo osiągało u Donnersmarcków
najwyższy niemiecki a więc jednocześnie światowy poziom. Aby umiejscowić
owe tysiące hektarów hrabiowskiej kniei wymienimy nadleśnictwa: Bibiela
(leśnictwa Bibiela, Dąbrowa, Imiełów, Szyndros), nadleśniczy Tschoepe;
Halemba (Bärenhof, Halemba, Radoszów), Reiche; Huta Hugona/Czarna Huta
(Piekary, Wilkowice, Nakło, Segiet, Tylina, Trzcionki, Wymysłów), Hergt oraz
leśnictwo Boroszów w powiecie oleskim.40
Podobnie jak ojciec był Edwin politykiem Centrum i w 1908 roku dostał
się do parlamentu pruskiego, w czym pomogli mu polscy wyborcy.
W poselskich ławach spędził dziesięć lat – aż do końca wojny światowej, która
doprowadziła ostatecznie do powstań, plebiscytu i podziału Śląska w 1922 roku.
Ramułtowice pozostały w Niemczech, Nakło w całości przypadło Polsce. Edwin
został członkiem Wydziału Powiatowego w Tarnowskich Górach i stał na czele
władz Volksbundu, organizacji mniejszości niemieckiej w województwie
śląskim. Zaś w skali Nakła był szanowanym panem i pracodawcą, pełnił także
odziedziczoną po ojcu funkcję patrona kościoła. Z tym ostatnim wcieleniem
hrabiego Edwina wiąże się zabawna historyjka. Otóż wiosną 1920 roku
szykował się do odejścia z Nakła proboszcz Marx. Wakat po nim zamierzał
objąć ksiądz Kudelko, w związku z czym wysłał ładnie umotywowaną prośbę
na adres nieżyjącego od prawie sześciu lat hrabiego Łazarza. Mimowolna
próba wskrzeszenia fundatora i pierwszego patrona kościoła nie powiodła się.
Edwin nie obraził się. Obrócił pomyłkę Kudelki w żart i przyjął go na
stanowisko proboszcza nakielskiej parafii. Przy okazji dał księdzu do
zrozumienia, że bez znajomości polszczyzny nie ma czego w Nakle szukać.41
W marcu 1921 roku, krótko przed plebiscytem, wielkie górnośląskie
ziemiaństwo zwróciło się do głosujących z apelem, aby zechcieli związać swój
los z Niemcami. „Erklärung des oberschlesischen Großgrundbesitzes” podpisał
40VHO s. 78.
41KUD s. 2, 3.
68
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
również Edwin Henckel jako przedstawiciel powiatu katowickiego, natomiast
w roli reprezentanta powiatu tarnogórskiego wystąpił baron von Fürstenberg
z Miedar-Kopaniny.42
Hrabia Edwin żył w poprawnych stosunkach z władzami katowickiej kurii
biskupiej. W 1925 roku znalazł się wśród Niemców witających nowego
ordynariusza katowickiego, księdza biskupa Augusta Hlonda. Tego samego roku
przekazał budynek gospodarczy (świniarnię) w Lasowicach do przeróbki na
kościół dla powstającej parafii. W maju 1928 roku przyjmował biskupa
Arkadiusza Lisieckiego wizytującego parafię w Nakle i udzielającego tu
sakramentu bierzmowania. Na słowa powitania hrabiego Edwina odpowiedział
biskup podnosząc wielkie zasługi nakielskich Hencklów dla Kościoła na
Górnym Śląsku. Lisiecki zjadł na probostwie skromne śniadanie, potem
odprawił mszę, bryczką udał się z księdzem Kudelko na wizytację szkoły, ale
był gościem przede wszystkim patrona czyli hrabiego Edwina. Gwoździem
programu stał się wieczorem marsz z pochodniami – przez park do zamku, gdzie
witali biskupa m.in. przedstawiciele nakielskich Niemców. 43
Edwin pojął za żonę Wilhelminę hrabinę von Kinsky, z którą miał
pięcioro potomstwa, w tym dwóch synów – Łazarza V i Fryderyka Karola.
Łazarz odziedziczył Nakło, młodszy syn osiadł w Ramułtowicach. Pod koniec
życia hrabia chorował, w związku z czym odwiedzał go profesor Erklentz
z Wrocławia. Po 1922 roku nie zawsze okazywało się to takie proste, bo było
podróżowaniem z państwa do państwa, więc medyczną opiekę nad hrabią
zaczynał przejmować dr Weil, też z zagranicy ale z pobliskiego Bytomia. Jednak
żaden lekarz nie ochronił hrabiego przed śmiercią. Po nagłej, trwającej dziesięć
dni ciężkiej chorobie hrabia Edwin Henckel von Donnersmarck pożegnał ten
świat 23 marca 1929 roku. Stało się to o północy ze środy na czwartek
w Wielkim Tygodniu, w czym obecny przy konającym ksiądz Kudelko dostrzegł
symboliczne znaczenie.
Wilhelmina przeżyła męża o 14 lat, z których większość poważnie
niedomagała a ostatni okres przed śmiercią była przykuta do łóżka. 15 kwietnia
42KZ 1921/67.
43KUD s. 38, 39.
69
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
1934 roku ciężko chorą hrabinę odwiedził biskup Adamski (wizytując przy
okazji parafię i proboszcza Kudelkę). Wcześniej Wilhelmina była często
widywana przez mieszkańców Nakła na spacerze aleją lipową obok kościoła.
Poruszała się w wózku inwalidzkim popychanym przez służącego, często mając
u stóp któreś z wnuków – dzieci Łazarza V i Franciszki.
Hrabina umierała dwa dni. Śmierć wyzwoliła ją od cierpienia w nocy
z soboty na niedzielę 17 maja 1943 roku. We wtorek odbyły się uroczystości
żałobne – msza o godzinie 7.30 i odprowadzenie do mauzoleum o 15.00. Mszę
celebrował proboszcz Kudelko – on także wygłosił mowę pogrzebową –
w asyście prefekta tarnogórskich kamilianów księdza Bölnera. Po południu do
wysoko dobrze urodzonych, Hochwohlgeborene, i zwykłych parafian przemówił
katowicki wikariusz generalny ksiądz Woźnica podkreślając głęboką pobożność
zmarłej i wielkie zasługi, przede wszystkim jej szeroko znaną dobroczynność
wobec biednych. Wilhelmina zachowała się w dobrej pamięci ostatnich
nielicznych świadków przedwojennego życia w Nakle. Jej męża Edwina
przypominają głównie ślady po kopalniach rudy żelaza m.in. przepastny dół
z hałdą na Kowolikach, Edwincja, w wersji gwarowej Edwincyjo. Przerobiono
w ten sposób nazwę hałdy Edwins-Höhe, Wzgórze Edwina.44
U świerklanieckich Hencklów chętnie pozwalał się gościć największy
wówczas niemiecki myśliwy, cesarz Wilhelm II. Jako przykład podajemy
skrócony przebieg łowieckiego rajdu kajzera po Górnym Śląsku w 1900 roku.
W piątek 16 listopada cesarz wyjeżdża z Wrocławia do Strzelec, ale nim
wsiądzie do salonki pozwala się wielbić zgromadzonym na ulicach poddanym.
W trakcie przejazdu przez stolicę Śląska ulicą Ogrodową pewna obłąkana
niewiasta zamierza, nomen omen, upolować kajzera rzucając w jego powóz
toporkiem. Nie trafia i Wiluś już bez przygód dociera pod wieczór do Strzelec,
gdzie wita go hrabia Tschirsky-Renard45 w towarzystwie miejscowych notabli
a potem w gęstym szpalerze członków różnych organizacji oraz zwykłych
44KUD s. 32, 42.
45Nazywała się Selma Schnapka. Po niecelnym rzucie schyliła się po siekierę zamierzając powtórzyć atak, ale jej
to udaremniono. Policja uratowała zamachowczynię przed samosądem tłumu. Osadzono ją w szpitalu dla
umysłowo chorych w Rybniku, gdzie zmarła w 1932 roku w wieku 72 lat. Powód zamachu? Podobno wierzyła,
że kajzer jest jej osobistym wrogiem. PZ 1932/173
70
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
gapiów prowadzi do pałacu. Kajzer nie wie, że przy wejściu do zamku załamał
się drewniany szkielet bramy powitalnej i nie było już czasu na naprawę, więc
szczątki tego prowizorycznego łuku triumfalnego pośpiesznie usunięto.
W sobotę główny cel odwiedzin, polowanie, a w niedzielę pociągiem do
Radzionkowa. Tam o 16.45 powitanie – hrabia Gwidon, landrat z Tarnowskich
Gór i inni – następnie powozem do Świerklańca. Nazajutrz począwszy od
Orzecha gon na okolicznych polach. Cesarz uśmierca 732 bażanty, 8 zajęcy
i 2 króliki. W rewanżu szacowny gość wręcza hrabiemu Gwidonowi
Kronenorden, Order Korony I klasy. Gazety pisały, choć tej informacji w pełni
nie potwierdzono, że podczas wizyty cesarza w Świerklańcu uszczerbku na
honorze doznał pewien podróżny w Tarnowskich Górach,46 którego
profilaktycznie aresztowano jako anarchistę. Kiedy go puszczono wolno
podobno zaskarżył policję. Natomiast prawdziwego, nie zmyślonego, pecha
miał górnik Antonio Papurello rodem z Turynu a mieszkający w Orzegowie.
Zdążył on słownie obrazić cesarza zanim ten przybył do Świerklańca, co sąd
okręgowy w Bytomiu wycenił na trzy miesiące więzienia.47 W tym samym czasie
w rowie doprowadzającym wodę do jeziora Paprocańskiego utopił się
najpiękniejszy z pszczyńskich żubrów przeznaczony do odstrzału dla cesarza.
(Może wolał to od kulki kajzera?) I jeszcze: Wilhelm II przez 40 lat (aż do
abdykacji w 1918 roku) posługiwania się sztucerem i dubeltówką zaszlachtował
2100 jeleni, 1872 daniele oraz 3442 dziki; plus 64 tysiące bażantów, zajęcy,
królików i innego drobiazgu.
Przyjmując na siebie pokaźny bagaż niemieckich tradycji i zachowań
łowieckich spore pieniądze na bażanty wydawali również nakielscy Henckel
von Donnersmarckowie. Największe polowania w Nakle odbywały się w końcu
listopada. Z nieukrywaną nostalgią wspomina je w swoim pamiętniku przyjaciel
hrabiego Edgara Henckla von Donnersmarck z Brynka (później
w Krowiarkach), baron Friedrich von Fürstenberg, właściciel Miedar-Kopaniny.
Zawsze pierwszego dnia urządzano gon na dziki, następnego na bażanty
i zające. Na jednym z polowań w 1911 roku jako zaproszeni goście do bażantów
strzelali, oprócz barona, m.in. także hrabiowie Franz Kinsky oraz Ludwig Karl
46KAT 1900/137, 139, 140, 142, 143.
47KAT 1901/55.
71
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Ballestrem, właściciel Kochcic i syn sławnego Franciszka z Pławniowic.
Dziesięciu a może dwunastu strzelców podzielono na dwie grupy. Jedną
zawieziono na Lipkę pomiędzy Kozłową Górę i Piekary, druga pozostała
w Nakle. Polowano w kocioł: dwie ustawione naprzeciw siebie linie myśliwych
przemieszanych z naganiaczami zbliżały się powoli do siebie wypłaszając
żerujące na polach bażanty i śpiące zające. Królem polowania został „Franzi”
Kinsky, Fürstenberg mając na koncie 198 ptaków był drugi, trzecie miejsce zajął
Ballestrem. Łącznie pokot wyniósł tego dnia 1650 bażantów. W tym samym
1911 roku barona odwiedził Franz Holnsbroich, jednocześnie kuzyn
i Fürstenberga i Edgara Henckla. Donnersmarck zaprosił obydwu krewniaków
na polowanie. Chcąc się okazać szczególnie łaskawy wobec Holnsbroicha,
najprawdopodobniej kazał swojemu nadleśniczemu tak poprowadzić polowanie,
aby jego królem został kuzyn Franz. Jednak mimo iż Oberförster ganiał barona
po najgorszych stanowiskach strzeleckich i w ogóle robił co mógł, aby
wywiązać się polecenia Edgara, nic to nie dało i Fürstenberg odstrzelił
większość bażantów i zajęcy sam.48
Podczas śląskiej wojny domowej lat 1919-1921 na ogromną skalę rozlała
się plaga kłusownictwa. Na polach należących do nakielskich i świerklanieckich
Donnersmarcków, w zbożu, kartoflach i krzewiasto-drzewiastych remizach
uchowały się setki bażantów, których nie zdążył odstrzelić goszczący tu jeszcze
niedawno Wiluś czyli cesarz Wilhelm II oraz inni, nieco mniej znamienici
goście. Do systematycznego pomniejszania stada najlepiej nadawał się
karabinek małokalibrowy, tesing (Tesching), ulubiona broń robsików, bo
skuteczna i przede wszystkim cicha. W całym okresie międzywojennym tesingi,
często na furmankach pod węglem albo kartoflami, przemycano z Niemiec do
Polski a więc z Bytomia do Piekar czy Tarnowskich Gór. Pewnego dnia
wyposażona w ów śmiercionośny sprzęt gromadka kłusowników wybrała się,
nie po raz pierwszy zresztą, na hrabiowsko-książęcą niwę, aby zapolować na
bażanty, króliki i całkiem nieliczne już sarny. Gon trwał w najlepsze, plecaki
napełniały się dziczyzną, kiedy czujni kłusownicy dostrzegli idący wprost na
nich silny patrol wojskowy. Byli to Włosi w sile może plutonu. Robsiki
wykonali błyskawiczne „Padnij!”, nadal niezauważeni zaczekali aż żołnierze
48Friedrich von Fürstenberg „Pamiętnik”, Kopanina 1943, s. 160, 218, 221.
72
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Ententy podejdą na parędziesiąt kroków i dali ognia celując im pod nogi.
Oczywiście z normalnych karabinów i pistoletów, którymi również na wszelki
wypadek dysponowali. Gwałtowany ostrzał tak zaskoczył Włochów, że ci
natychmiast wycofali się. Nawet w panice, jak zapewniał opowiadający to
zdarzenie.49
Za panowania Łazarza IV na przełomie XIX i XX stulecia polowano
intensywnie nie tylko na pańskim, lecz także na polach gminnych. Zarząd
wiejski z sołtysem na czele oddawał hrabiemu w dzierżawę prawo do
polowania, jak to wówczas praktykowano, na okresy sześcioletnie, co powinno
się odbywać na drodze przetargu. Nie wiemy, czy procedurę wynajmu
zachowano wobec pana hrabiego w całości, w każdym bądź razie co roku do
kasy gminy Nakło wpływało z tego tytułu 250 marek. Kwota niemała, ale nie
u wszystkich wzbudzała zachwyt.50
Narzekano powszechnie na szkody, jakie wyrządzała zwierzyna, przede
wszystkim bażanty i sarny. Za jedną zdeptaną morgę (2 500 m2) żyta lub
pszenicy płacił hrabia rolnikom tylko 1 markę 50 fenigów, 1 legowisko sarny
wyceniono na 50 fenigów, bażancie gniazdo na 5 fenigów. Zaś szacujący szkody
leśnicy do reszty depczą zboże i niezbyt dokładnie liczą straty, żalili się rolnicy,
a pan hrabia pewnie o tym nie wie.
W 1928 roku Łazarz V ożenił się – w austriackim Wels nad Dunajem –
z Fanny (Franciszką) hrabiną von und zu Eltz. Mieli pięcioro dzieci,wszystkie
urodziły się przed 1939 rokiem w Nakle.
Łazarz V uczestniczył w lokalnych uroczystościach i świętach. W 1928
roku jak wielki pan feudalny i patrona kościoła, choć formalnie już nim nie był,
przyjmował zwierzchnika kurii katowickiej biskupa Lisieckiego. Zapewne raziła
go zajadłość niektórych członków organizacji państwowo-patriotycznych, ale na
przykład 8 września 1929 roku z okazji zlotu Stowarzyszenia Młodzieży
49Wspominał Józef Schnurpfeil. Za tak zwanej starej Polski będąc na robsicce (tradycyjnie u Donnersmarcków)
został z kolegami otoczony w remizie przez policjantów. Otrzymał postrzał w głowę, stracił przytomność
i obudził się w areszcie w Tarnowskich Górach, skąd wkrótce uciekł. W latach sześćdziesiątych
i siedemdziesiątych XX wieku strażnik łowiecki koła „Świerklaniec” z siedzibą na Kowolikach.
50KAT 1908/154.
73
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Polskiej wziął udział w całodziennym świętowaniu. 4 listopada 1930 roku
urzędnicy Wydziału Skarbowego z Katowic przeprowadzili kontrolę w siedzibie
Generalnej Dyrekcji Dóbr hrabiego Donnersmarcka w Karłuszowcu. Zajęto
większą ilość korespondencji i ksiąg handlowych. Nie znamy wyniku rewizji
i nie wiemy, czy było to działanie rutynowe, czy wynik czyjejś sugestii.51
Podczas kryzysu lat 1929-1937 Łazarz V był członkiem Powiatowego
Komitetu Niesienia Pomocy Bezrobotnym. W kwietniu 1932 roku hrabia Łazarz
(a może jego stryj z Brynka Edgar, też tam bywający) całkiem nieświadomie
pomógł jakiemuś bezrobotnemu włamywaczowi i miłośnikowi łowiectwa
w jednej osobie. A może w dwóch … Otóż włamano się do pałacyku
myśliwskiego w Bibieli i przywłaszczono sobie 5 par parostków (sarnich
rogów), termometr oraz 1 wieniec (poroże jelenia). Willa była pełna ubrań,
butów i innych cennych przedmiotów należących do hrabiego Donnersmarcka
i księcia Sapiehy, których sprawca nie tknął. Paweł Sapieha był siostrzeńcem
hrabiny Karoliny von Henckel-Gaschin, żony hrabiego Edgara.52 Edgar zatrudnił
młodego księcia w Karłuszowcu, gdzie miał się uczyć zarządzania majątkiem.
W okresie międzywojennym, szczególnie po 15 lipca 1937 roku, kiedy
wygasł piętnastoletni okres konwencji genewskiej, polskie organizacje
domagały się m.in. przymusowej parcelacji majątku hrabiów Henckel von
Donnersmarck oraz wpływania władz państwowych na skład urzędników
w dobrach prywatnych, a więc także u Hencklów. Na początku 1939 roku
znowu przypomniano temat parcelacji, która miała obowiązywać w strefie
przygranicznej, ale – o ile wiemy – nic takiego Donnersmarcków nie dotknęło.
Przypomnijmy tylko, że w 1924 z okazji likwidacji obszarów dworskich miasto
Tarnowskie Góry otrzymało z majątku Karłuszowiec-Segiet 480 ha, zaś w 1930
roku 240 ha na cele osadnicze.53
Przed wybuchem wojny mieszkali w Nakle Łazarz V z żoną Fanny
i dziećmi oraz Wilhelmina, małżonka zmarłego w 1929 roku Edwina, matka
Łazarza. Rozpalał się pojedynek na słowa, złośliwości i groźby pomiędzy
51PZ 1930/278.
52PZ 1932/107
53GTG 371/1937; PZ 1939.
74
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Niemcami i Polską. Na niemieckim Śląsku bojówki hitlerowskie i zamykanie
polskich szkół i organizacji, tu w królestwie wojewody Grażyńskiego ciągle
podsycany choć może łagodniejszy w objawach polski nacjonalizm. Prawie
każdego dnia denuncjowano kogoś za „lżenie Narodu i Państwa Polskiego”.
Wystarczyło, że pechowiec spędzając miły wieczór w knajpie wyraził się
ujemnie o Polsce albo tylko pochwalił coś niemieckiego i już mógł liczyć
przynajmniej na pół roku odsiadki i to bez zawieszenia, surowiej niż za kradzież
a nawet czyn bandycki. Lokatorów nakielskiego zamku jakoś omijały
posądzenia i napaści. Do wyjątków zaliczymy artykuł w „Polsce Zachodniej”
z lipca 1939 roku, w którym oburzano się na służbę leśną zatrudnioną w dobrach
Donnersmarcków. Leśnicy byli mianowicie butni, odzywali się tylko po
niemiecku a w dodatku nosili zielone czyli niemieckie mundury.54
Podczas II wojny światowej hrabia Lazy Henckel von Donnersmarck
figuruje w rejestrach władz niemieckich, w stopniu Hauptsturmführera, jako
szef NSFK (Nationalsozialistischer Fliegerkorps, Narodowosocjalistyczny
Korpus Lotników) w powiecie tarnogórskim. Tak go przynajmniej
charakteryzuje „Tarnowitzer Heimatkalender” na rok 1941. Urodzona w 1929
roku córka Łazarza V Maria przewodzi miejscowemu Związkowi Niemieckich
Dziewcząt, Bund Deutscher Mädel.
Józef Tyrol
fragment książki
„Nakło Śląskie, jego dawni mieszkańcy i sąsiedzi”
Nakło Śląskie 2016
54PZ 1939/183.
75
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
76
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Rozwój reformacji na Śląsku
Nauki Lutra znalazły na Śląsku tak wielu wyznawców i szerokie
zastosowanie przede wszystkim z uwagi na ich prawdziwość – opartą na
ewangelii, jednoznaczność i powiązanie z życiem człowieka, tak różne wobec
zmitologizowanego kultu świętych, mnogości obrzędów, przepychu
i rozwiązłości „sług” kościoła katolickiego. Niemniej ważnym aspektem ich
popularyzacji był fakt, że już w średniowieczu na Śląsku – poprzez sieć szkół
parafialnych, kolegiackich i katedralnych, istniała (można powiedzieć)
powszechność nauczania. Właściwie w żadnym śląskim mieście nie można było
zamieszkać (otrzymać obywatelstwa) jeśli nie umiało się pisać lub czytać!
Protestantyzm kładł nacisk na słowo – także w sztuce. To, rozwój sztuki
drukarskiej i głoszenie Słowa Bożego w językach rodzimych, doprowadziło do
szybkiego rozpowszechnienia się nowych zasad wiary. W dodatku w szkołach
pojawili się w tamtych czasach ludzie wybitni, nie tylko o wymiarze
regionalnym. Wzorcowe gimnazjum stworzył w Złotoryi Walenty Trotzendorf –
wybitny pedagog i humanista. Dziś w wieży kościoła można oglądać
pomieszczenie ze słynnym „księgozbiorem na łańcuchach”. Na szkole
złotoryjskiej wzorowały się gimnazja protestanckie we Wrocławiu, Oleśnicy,
Świdnicy, Zgorzelcu, Bytomiu, Legnicy i w innych miastach. Większość z nich
osiągnęła poziom prawie że uniwersytecki, a w Legnicy w 1527 roku powstał
Uniwersytet Luterański. Postać Trotzendorfa była przed wojną powszechnie na
Śląsku znana. Nazywano go „Nauczycielem Śląska”. Obserwujemy ostatnio
rosnące zainteresowanie jego osobą i dziełem. Szczególnie w miejscu jego
urodzenia (Zgorzelec) i pracy: Legnicy, Złotoryi. W Złotoryi, na miejscu
zburzonego pomnika Valentina Trotzendorfa, powstała dokładna jego kopia.
Najwyższy czas, by w przestrzeni publicznej Śląska – wypełnionej tabliczkami,
płytami i pomnikami poświęconym w większości ludziom miernym lecz
wiernym idei „powrotu ziem do macierzy”, zaistnieli tacy ludzie jak wymieniani
w niniejszym „serialu” o Reformacji.
77
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Trotzendorf na uniwersytecie w Wittenberdze prowadził wykłady
z Cicerona (znał wszystkie jego dzieła na pamięć) i św. Pawła. Był uwielbiany
przez studentów. Na wykłady wnosili go na rękach. Szkoła w Złotoryi, której
był rektorem, cieszyła się takim powodzeniem i uznaniem w Europie, że do
liczącego okresami tysiąc uczniów przybytku wiedzy, przybywali Niemcy,
Polacy, Ślązacy, Węgrzy, Czesi i Litwini. Stworzenie z niej uniwersytetu (jak
w Legnicy), było kwestią czasu. Niestety zaraza i zaraz po tym wielki pożar
miasta w połowie XVI wieku, zniweczyły te plany. Gimnazjum Łacińskie
w Złotoryi zasłynęło i przeszło do historii pedagogiki światowej nie tylko za
sprawą jego rektora i doborowej stawki wykładowców. Trotzendorf stworzył
w nim specjalną strukturę organizacyjną nazwaną Republiką szkolną,
korzystając z wzorców starożytnego Rzymu w okresie republiki.
Uniwersytet w Legnicy także długo nie istniał. Przy jego zakładaniu
i w początkowym okresie jego działalności, doszło do starcia dwóch wybitnych
osobowości: Valentina Trotzendorfa właśnie i Caspara Schwenckfelda. Ten
drugi był radcą księcia brzeskiego i legnickiego Fryderyka II i za jego sprawą
ogłoszono luteranizm religią państwową w księstwach. Później jednak ten
wybitny humanista i teolog przeszedł na pozycje bardziej radykalne, objął
w księstwie opieką anabaptystów, samego zaś Lutra oskarżył o tworzenie
„nowego papizmu”. Domagał się między innymi rozdziału kościoła od państwa
i przeciwny był chrztowi dzieci. Dążył do wspólnoty wszystkich chrześcijan,
przeciwny był noszeniu i używaniu broni, marzył o uniezależnieniu się diecezji
wrocławskiej. Biskupowi von Salza proponował oderwanie się od Rzymu.
Wyznawane zasady spowodowały ostry spór między nim i Trotzendorfem
i rozdźwięk w stosunkach z księciem. Schwenckfeld zajął się propagowaniem
swych poglądów. W serii dysput (niektóre ciągnęły się miesiącami) między
teologami śląskimi i niemieckimi (m.in. na zamkach we Wleniu i Bolkowie)
górą byli myśliciele śląscy. Kaspar stworzył swoją grupę wyznawców –
szwenkfeldystów, którzy ośrodek mieli w Krainie Wygasłych Wulkanów u stóp
Ostrzycy Proboszczowickiej w Górach Kaczawskich. Byli oni prześladowani
i przez protestantów i później, przez katolików. Los tej wspólnoty stanowi
fascynującą historię. Pod koniec XVIII wieku opuścili Europę. Nie wszyscy
dotarli do Ameryki. Część z nich została ujęta na ladzie, część na morzu przez
łowców niewolników i sprzedana. Na Śląsku ostatni szwenkfeldysta zmarł
78
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
w 1826 roku. Przeżyła natomiast nauka Kaspra. Dziś pod Filadelfią znajduje się
ośrodek religijny i kulturalny szwenkfeldystów, których jest dziś w USA 3.000.
Nabożeństwa w 6 kościołach odprawia się w starym, śląskim dialekcie z XVI
wieku. W bibliotece przechowuje się równie stare dokumenty. Szwenkfeldyści
kultywują pamięć o Śląsku. W Twardocicach – gdzie wzrok przykuwają ruiny
olbrzymiej świątyni, była dwukrotnie ich delegacja: w 2002 i w 2010 roku.
Wznieśli także w tej wiosce – swej duchowej ojczyźnie pomnik poświęcony
swym dawnym przodkom. Atmosfera religijnych swarów i prześladowań,
historie tajnych stowarzyszeń, odnalazły swe miejsce w wydawanych w setkach
tysięcy egzemplarzy powieściach. Najsławniejszym bowiem potomkiem
szenkfeldystów jest pisarz, który zaintrygował cały świat – Dan Brown. Twórca
„Kodu Leonarda da Vinci” jest wnukiem Shermana Gerharda, sekretarza
Towarzystwa Szenkfeldystów na Uchodźstwie i prawnukiem innego Gerharda,
autora fundamentalnych dla tej społeczności dzieł. Tak więc najpoczytniejszy
obecnie pisarz na świecie przejął w genach dociekliwość Ślązaków, tęsknotę za
sprawiedliwością. Jego niechęć do skostniałych kościelnych struktur, rygoryzmu
Opus Dei źródło swe miała niechybnie pod Ostrzycą.
Niniejszy odcinek zarysu historii reformacji na Śląsku, dotyczący
zaledwie jednego księstwa i przedstawiający tylko dwie postaci, pozwala
uzmysłowić sobie czym był w tym zakątku świata ten ruch reformatorski.
Spowodował on „burzę mózgów”, w krótkim czasie stworzył plejadę wybitnych
teologów, humanistów i pedagogów. Rozwój szkolnictwa i patronat nad nim
udzielnych książąt, spowodował lawinowy wzrost twórczości – zarówno
naukowej, publicystycznej, jak stricte artystycznej. To w tym okresie Niemcy na
określenie twórczości poetyckiej na Śląsku używają określenia: Glanz Zeit
(okres świetności, wspaniały). Zobaczmy, jak rozwijała się reformacja w innych
księstwach.
Jan Hahn
79
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
80
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Wy i my
Cywilizacja Zachodu upada!
Czy upada też cywilizacja chrześcijańska będąca jej częścią, którą świat
Zachodu już nie jest – tu postawię znak zapytania? Czy cywilizacja islamu ma
prawo zastąpić cywilizację Zachodu? Nie ma takiego prawa, bo nie ma sędziego
który by przyjął jej pełnomocnictwa do takiej akcji. Wolno jej jednak to zrobić,
bo jest silniejsza: wiarą, kulturą i siłą ludzi. Nie stawiam pytania czy jej kultura
jest lepsza od kultury zachodniej, czy wiara w Allacha jest głębsza od wiary
w Jezusa Chrystusa? Ja osobiście na oba te pytania odpowiadam: nie, nie jest.
Nie ma głębszej dla człowieka wiary na świecie niż chrześcijaństwo,
a w nim katolicyzm. Kultura Zachodu to nie tylko jej ateizm z jego kulturowymi
przejawami, to też kultura chrześcijańska wraz z rzymskim prawem
zmodyfikowanym przez miłość.
Cywilizacja islamska pragnie stworzyć na całym świecie królestwo Boże,
w tym i w Europie. My chrześcijanie, już tego próbowaliśmy, ogniem i mieczem
jak się inaczej nie dało, przez prawie 2000 lat, zanim nie doszliśmy do wniosku,
że Bóg tego od człowieka nie pragnie. Islam będzie tego jednak próbował. Tego,
co nam się nie udało, aż się sam przekona, że Allach tego nie chce. Wierzyliśmy,
że nasz Bóg pragnie krwi pogan i innowierców. Nie wstydźmy się wyznania
naszych błędów, to nas wzmocni w dobrym postępowaniu. To kiedyś wzmocni
także i wyznawców islamu, wierzę w to.
My wierzymy, jako jedyni na świecie, że Bóg sam przyszedł do człowieka
na ziemię i nastało Jego Królestwo. Bo jest Król i jego Lud. I niechrześcijanie,
czy islamiści czy buddyści czy niewierzący, my wszyscy razem, już jesteśmy
Jego Ludem w Jego Królestwie zaczętym na ziemi. To nie my ale Bóg sam
stworzył swoje królestwo na ziemi i nas do niego zaprosił.
Islam jest tak podzielony i mało logiczny i mało spójny w swojej wierze,
że jak powiedział prezydent Egiptu, trzeba coś z nim zrobić, bo czy „dla
zbawienia 1,5 mld ludzi potrzeba wymordować pozostałe 6 mld?” Dlatego świat
islamu, jego państwa wyznaniowe, znane autorytety, nie protestują na necie czy
81
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
też na ulicach przeciw islamskim terrorystom? Bo nie znają odpowiedzi na to
pytanie, „wybić resztę, czy jednak nałożyć podatki lub nawrócić”. Są
autorytetami na miarę naszych sędziów trybunału. Czyli mają wiele różnych,
a nawet diametralnie sprzecznych, opinii. Islam żyje w świecie kazuistyki
prawa.
Kazuistyka zabija religię, ona przeszkadza uznać Allacha za Boga dla
wszystkich, nawet dla niewierzących czy innowierców. Połączenie prawa
świeckiego i religijnego i w tej mentalności, ocena świata to największa
przyczyna istnienia islamskiego terroryzmu. Bo, wprawdzie nie każdy
wyznawca islamu jest terrorystą, ale 80 procent terrorystów jest wyznawcami
Allacha.
My wierzymy w tak dziwne rzeczy, że przy nas islam jest całkiem
normalny w swoich wierzeniach. Uznajemy, że Bóg zstąpił z nieba i stał się
człowiekiem, że teraz mieszka, Cały, w kawałku mąki i wody. Przy nas wasze
trwanie przy widzeniu świata jako miejsca do stworzenia królestwa bożego na
ziemi dla wyznawców islamu, to pikuś, czy też wasza idea, że wszyscy rodzimy
się wierzącymi w Allacha.
I tak jak w chrześcijaństwie nie wszyscy są katolikami tak i u Was nie
każdy jest szyitą. Macie Świętą księgę i Tradycję (sunna), my też mamy Pismo
święte i Tradycję. Nie badacie jednak naukowo Koranu, Sunny i prawa, macie je
i boicie się je badać. Macie szkoły i uniwersytety, a boicie się użyć wiedzy
w waszej wierze. Nasza święta księga jest słowem Bożym w tym co do
82
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
zbawienia i moralnego życia prowadzi. Wy macie swoją, z nieba zesłaną,
z prawem Bożym, vide np. sura 4,20.
Wierzymy podobnie . „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS
JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych –
osiągniesz zbawienie.” . Też macie takie do wypowiedzenia credo. Ale my
zostawiamy Bogu tych których nie przekonamy. Nie są dla nas gorszej kategorii,
a nawet czasem podajemy ich za wzór, dla nas wierzących w Chrystusa, do
naśladowania.
Jak i my, chcecie by cały świat był Boży. My opieramy się tutaj na
sumieniu każdego, równego sobie człowieka, jeszcze przed jego
zdecydowaniem się za wiarą, równego wierzącemu w godności i z prawem do
odrzucenia tego Boga. Pozostaje on nadal Bożym Dzieckiem, chociaż
niewierzącym w Niego. Macie to zapisane w Koranie, ale w to nie wierzycie.
Mówicie; Al-Halim, Pobłażliwy i Al-Ghafur, Przebaczający wszystko, ale
uważacie, że czyni to Wam muzułmanom , a nie też nam, niewierzącym.
Jeszcze nie widzicie znaczenia sumienia innych ludzi, nie muzułmanów.
Nie uznajecie go w niewierzącym, albo raczej oddajecie je niewierzącym, bo po
co one kroczącemu drogą jedynej Prawdy. Chociaż do końca to nie jest prawda,
bo podobno wszyscy od urodzenia jesteśmy islamistami, od Abrahama. Mówicie
dżihad to wojna duchowa, a sami wiecie że ma wiele znaczeń. Zgodnie z zasadą
„naskh” zamieniacie wersy „pokojowe” na „wiersze miecza” wierząc, że
najpóźniej objawiona sura 9 Koranu z wierszami miecza jest ważniejsza.
Mówicie Al-Wadud, Kochający. Ale nie znacie Imienia Boga Miłość, bo
Allach kocha swoich, Was, waszym zdaniem, a nie jest Miłością do całego
świata, jakim dla nas jest. Tylko raz, w liście św. Jana, piszemy, że Bóg jest
Miłością ale ustawiliśmy tę prawdę, jako źródło naszej religii, wiary.
Od początków islamu uważacie się za „naród nie kochany”, tak jak
Ismael: „syn odrzucony”; oto pretekst aby narzucać siłą „mahometański
message”. Jako kolejni wybrańcy, po Żydach i chrześcijanach, niechciani ale
chcący być tym Narodem Wybranym wybieracie Ismaela na przodka swojej
wiary.
Pewnie ciężko stać tak, wśród samych niewierzących i bronić swojej
wiary, ale tyko tak nasza, Wasza wiara się umacnia i dojrzewa. Sam nie wiem co
83
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
bym robił gdyby ktoś publicznie moją wiarę podważał, a ja znalazłbym jakiś
sens w tym podważaniu.
A myśmy cały ubiegły rok kościelny poświęcili Al-Rahman, Bogu
Miłosiernemu. Jak piszę Bóg to mam na myśli Allacha, bo nie ma innego Boga
niż Bóg.
Marek Ziaja
84
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Kalendarium tarnogórskie. Zdarzyło się …
Maj
2/3-5-1921 – Wybuch trzeciego powstania śląskiego.
3-5-1801 – Zmarł pastor tarnogórskiej parafii ewangelickiej Jan Wilhelm Pohle
3-5-1919 – W Tarnowskich Górach założono pierwszą polską bibliotekę
publiczną z inicjatywy Towarzystwa Czytelni Ludowych.
4-5-1670 – Poświęcenie kościoła pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła
w Tarnowskich Górach przez biskupa –sufragana krakowskiego Mikołaja
Oborskiego.
8-5-1670 – Konsekracja kościoła pw. Wniebowzięcia NMP w Miasteczku
Śląskim przez biskupa-sufragana krakowskiego Mikołaja Oborskiego.
17-5-1618 – Wyrokiem sądu najwyższego nakazano margrabiemu Janowi
Jerzemu oddanie ziemi bytomskiej i bogumińskiej Habsburgom.
19-5-1665 – Synowie zmarłego rok wcześniej hrabiego Łazarza II Henckel von
Donnersmarck, tj. Eliasz, Gabriel i Jerzy Fryderyk podzielili się spadkiem.
Pierwszy otrzymał Bogumin wraz z okolicznymi ziemiami (tzw. Bogumińskie
państwo stanowe, które statusem było równe księstwom), następny Bytom,
a ostatni jako najmłodszy Tarnowskie Góry wraz z zamkiem w Świerklańcu.
Rodzina Henckel von Donnersmarcków zamieszkiwała na Śląsku do 1945 roku.
23-5-1835 – W pałacu w Siemianowicach urodził się hrabia Łazarz IV Henckel
von Donnersmarck, drugi syn hrabiego Hugona I i jego pierwszej żony Laury
von Hardenberg. W 1890 r. po śmierci ojca stał się współwłaścicielem fortuny
obejmującej fabryki, zakłady, kopalnie oraz ogromne obszary ziemi i lasów na
Śląsku i poza nim (np. w Austrii). Na swą główną rezydencję wybrał pałac
w Nakle. Przyczynił się do wybudowania tamtejszego kościoła parafialnego.
Włączył się także w budowę i założenie klasztoru O.O. Kamilianów
w Tarnowskich Górach i prowadzonego przez nich Zakładu Św. Jana dla
85
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Uzdrowienia Nałogowych Pijaków. Hrabia wszedł do rady nadzorczej tej
instytucji. Z inicjatywy jego żony hrabiny Marii von Schweinitz powstał
w Nakle Dom Sierot prowadzony przez zakon sióstr Boromeuszek (do dnia
dzisiejszego). Hrabia Łazarz był współzałożycielem katolickiej Partii Centrum
w Niemczech. Zmarł w 1914 roku.
27-5-1316 – W dokumencie wystawionym w Bytomiu przez księcia Siemowita
jako świadek został wymieniony Adam „de Tharnowicz” – pierwsza wzmianka
o wsi Tarnowice (dziś dzielnica Tarnowskich Gór).
29-5-1865 – Jakub Koessler otrzymał wyłączne prawo do zakładania
przewodów gazowych w Tarnowskich Górach.
86
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Czerwiec
2-6-1670 – Hrabia Jerzy Fryderyk Henckel von Donnersmarck nadał kowalom
i ślusarzom z Miasteczka Śląskiego prawa cechowe na wzór statutów
obowiązujących w Bytomiu.
17-6-1917 – Kopalnia rudy w Bibieli (dziś dzielnica Miasteczka Śląskiego)
została całkowicie zalana przez wodę. Pomimo szybkiego napływu wody,
wszystkich górników uratowano.
19-6-1923 – W Tarnowskich Górach gościł prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
Stanisław Wojciechowski.
26-6-1922 – Do Tarnowskich Gór wkroczyły oddziały wojska polskiego pod
dowództwem gen. Stanisława Szeptyckiego.
27-6-1616 – Tarnogórski cech krawiecki otrzymał zatwierdzenie swych praw.
30-6-1969 – W Tarnowskich Górach zmarł znany lekarz Bronisław Hager,
w latach 1922-1937 honorowy wiceburmistrz miasta. Został pochowany
w Zabrzu.
87
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Lipiec
1697 – Przez ziemię bytomską przejeżdżał elektor saski Fryderyk August I.
Wśród witających był hrabia Leon Ferdynand Henckel von Donnersmarck – pan
okolicznych ziem oraz polscy magnaci: Jabłonowski, książę Radziwiłł i biskup
żmudzki Jan Hieronim Kryspin. W Piekarach Sas potwierdził przyjęcie wiary
katolickiej (był protestantem). W Radzionkowie hrabia przyjął osobiście
królewskiego gościa. August zdążał do Krakowa na koronację na króla
polskiego, gdzie przyjął imię Augusta II.
1-7-1884 – Otwarcie połączenia kolejowego między Tarnowskimi Górami
i Kaletami.
1-7-1948 – Powstanie w Tarnowskich Górach Zakładów Mięsnych.
9-7-1746 – Pożar w Tarnowskich Górach. Zniszczeniu uległy m.in. 103
budynki, 17 stodół, solarnia, brama krakowska i świątynia protestancka.
14 -25-7-1697 – W Tarnowskich Górach przebywał elektor saski Fryderyk
August I Wettin.
88
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
16-7-1643 – Władze Tarnowskich Gór zatwierdziły statut cechu rzeźnickiego.
16-7-1831 – Bytom i Tarnowskie Góry zostały włączone do diecezji
wrocławskiej na podstawie bulli „ad salute animarum”.
22-7-1652 – Rozpoczęto budowę podkopu „Boże Wspomóż” przez obywatela
olkuskiego Jana Szała.
25-7-1562 – Margrabia Jerzy Fryderyk von Ansbach nadał Tarnowskim Górom
herb.
29-7-1651 – Łazarz II Henckel von Donnersmarck – władający na Górnym
Śląsku Bytomiem, Tarnowskimi Górami i Boguminem (dziś w Czechach) –
otrzymał tytuł hrabiego cesarstwa. Na następny tytuł arystokratyczny musieli
czekać jego potomkowie do 1901 roku, kiedy to Guido Henckel von
Donnersmarck został wywyższony do godności księcia.
89
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
90
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Notki o autorach
Jan Hahn
Prezes Przymierza Śląskiego. Autor wydawnictw związanych z historią i kulturą
Śląska: „Ilustrowana historia Śląska w zarysie”, „Lux ex Silesia”, „Śląsk
w Europie”. Pisze artykuły do prasy lokalnej („Gwarek”, „Montes
Tarnoviciensis”) i regionalnej („Nowiny Rybnickie”). Z wykształcenia filolog
słowiański (serbskochorwacki na UJ). Tłumacz tego języka.
Arkadiusz Kuzio-Podrucki
Doktor nauk humanistycznych. Historyk. Zajmuje się dziejami śląskiej szlachty
i arystokracji. Wykładowca i publicysta. Jest autorem monografii prawie
wszystkich ważniejszych śląskich rodów. Wraz z dr. Dariuszem Woźnickim jest
autorem godeł dzielnic Miasteczka Śląskiego, przywróconego herbu
i weksyliów miasta Tarnowskie Góry, nowego herbu i weksyliów Piekar
Śląskich, Powiatu Tarnogórskiego. Pomysłodawca i obecny pracownik (zastępca
dyrektora) Centrum Kultury Śląskiej w Nakle Śląskim.
Henryk Sporoń
Urodzony w Świerklańcu. Absolwent Liceum Pedagogicznego w Tarnowskich
Górach, Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych w Warszawie (historia
powszechna) i WSP w Krakowie (geografia). Studia podyplomowe na
Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracował jako nauczyciel historii
i geografii w szkołach podstawowych i średnich w Tarnowskich Górach,
Radzionkowie, Świętochłowicach, Rusinowicach, Mierzęcicach, Katowicach,
Świerklańcu, Koszęcinie oraz w Norymberdze i Schweinfurcie w Niemczech –
gdzie obecnie mieszka. W czasie stanu wojennego internowany, przebywał
w więzieniach w Katowicach, Jastrzębiu, Uhercach i Rzeszowie. Po zwolnieniu
wyjechał w roku 1983 – bez prawa powrotu – z całą rodziną do Niemiec.
91
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Publikuje na łamach prasy emigracyjnej, polskiej i śląskiej. Wydał kilka tomów
wspomnień i dokumentów.
Bernard Szczech
Historyk, muzealnik, bibliotekarz, urodzony w Lubszy. Ukończył historię na
Uniwersytecie Śląskim. Pełnił kierownicze funkcje w placówkach muzealnych
i kulturalnych na Górnym Śląsku. Był kierownikiem działu w Muzeum
Górnośląskim w Bytomiu, dyrektorem Muzeum Miejskiego w Zabrzu,
kierownikiem Działu Zbiorów Śląskich w Bibliotece Śląskiej w Katowicach,
organizatorem i dyrektorem Miejskiego Ośrodka Kultury w Lędzinach,
dyrektorem Muzeum Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Autor i współautor
niezliczonej ilości wydawnictw i publikacji. Społecznik, założyciel Związku
Górnośląskiego. W Katowickim Informatorze Kulturalnym określono go jako
„nieuleczalnie twórczy człowiek”. Mieszka w Bytomiu Szombierkach. Z żoną –
solistką baletu, dochował się dwóch synów i wnuczka.
Józef Tyrol
Pochodzi z rodziny znanych i zasłużonych leśników. Sam wie prawie wszystko
o lesie, mimo, że ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim filologię słowiańską.
Zajmuje się jednak przede wszystkim badaniem dziejów północnej części
Górnego Śląska. Dzięki biegłej znajomości języka niemieckiego (nauczał go w
szkołach średnich)dotarł do starych kronik i ksiąg parafialnych. Wydał m.in.:
„Nad Liswartą i Potokiem Jeżowskim”, „Ciasna z Jeżową – wsie i parafia”,
„Dawno temu w lesie. Między Małą Panwią, Liswartą i Stobrawą”. Napisa
ł i oczekuje wydania obszernej monografii: „Nakło Śląskie, jego dawni
mieszkańcy i sąsiedzi”, z której fragment umieściliśmy w numerze.
Franciszek Wiegand
Jeden z najlepszych zegarmistrzów w Europie Środkowej. Jako jedyny w tej
części świata wykonywał zegary astronomiczne. Poza tym „złota rączka”
i mechanik do wszystkiego. Świadek i uważny obserwator wielu wydarzeń
w mieście gwarków. Jego wspomnienia, ilustrowane unikalnymi, starymi
zdjęciami, będziemy sukcesywnie zamieszczać.
92
Kalejdoskop Śląski Zeszyt 2
Marek Ziaja
Urodził się w Sowicach. 10 lat w Lublinie studiował na KUL – u. Otrzymał
magisterium licencjackie z teologii dogmatycznej. Potem – jak sam pisze:
„katechezą męczył młodzież krótko”. Wyjechał na 6 lat do USA, by studiować
język i poznać przy okazji aparaturę przemysłową. Prowadząc swój blog i pisząc
artykuły do czasopism, kieruje się (jak sam twierdzi) myśleniem
zdroworozsądkowym. Przewodniczący Komisji Rewizyjnej Przymierza
Śląskiego.Chętnym do zapoznania się z innymi jego tekstami podajemy stronę:
www.ziajam.webd.pl